Rafał Broda Rafał Broda
362
BLOG

Socjolog się bawi liczbami i nic z tego nie wynika

Rafał Broda Rafał Broda Społeczeństwo Obserwuj notkę 3

Jarosław Flis lubi się bawić liczbami związanymi z wynikami wyborów, a jego pasją jest przedstawianie różnych korelacji na obrazkach, których wykreślenie jest łatwe dzięki dostępnym programom komputerowym. Nie ma w tym nic złego. Może nawet być pouczające, tym bardziej gdy budzi zachwyt entuzjastów decydujących o pozycji notek Flisa w S24. Wartość tych analiz jest wszakże wątpliwa, gdy wnioski autora są trywialne, a argumentacja często powikłana, a czasem wręcz błędna. Dodatkowo niepokojące są starania związane z takim przedstawieniem wyników, by zamanifestować swoje sympatie polityczne.

Nie wiem co chciał wykazać J.F. w swej najnowszej notce o tytule „Tsunami czy przypływ?”, który należy chyba odczytać: „Przyjaciele z PO – nic się nie stało!”. No bo nic się nie stało, poza tym, że wyborcy wszędzie dali PiS średnio 5.5 punktu więcej niż w 2011, a jeszcze dołożyli 8% wcześniejszego poparcia. PO potraktowali o wiele gorzej, zmniejszyli o 33% poparcie i jeszcze dodatkowo odjęli 2 punkty. Taka prezentacja wyników wygląda według autora jak normalny demokratyczny przypływ, w przeciwieństwie do owej niebiesko-granatowej mapy Polski z dwoma małymi żółto-brązowymi plamami, która sprawia ohydne wrażenie wyborczego tsunami.

Mapy przecież trzeba pokazać. Pokazał więc Flis inne mapy, na których dodał wyniki PO i Nowoczesnej, by uzyskać w większej liczbie okręgów przewagę nad PiS, by było bardziej brązowo i nie tak ohydnie. Ale dlaczego dodał tylko Nowoczesną, przecież tę partię wsparli także wcześniejsi wyborcy lewicy. Trzeba było iść na całość, dodać też ZL i Razem – wtedy byłoby jeszcze bardziej brązowo, bo przecież tendencyjną i tak ta prezentacja jest.

Mimo wszystko ciekawe jest, że korelacje poparcia w wyborach 2011 i 2015 układają się na linii prostej, ale nad tym autor się nie rozwodzi i przyjmuje to jako naturalne, choć zauważa, chyba na wyrost, eksponencjalny przebieg korelacji dla Nowoczesnej. Akurat obserwowana liniowość korelacji wyników PiS, zachowana do ostatniego punktu, uprawniałaby wniosek, że dzisiaj aż do 60% nie ma oznak wyczerpywania się wzrostu poparcia dla PiS. Gdyby były do dyspozycji punkty powyżej 87%, wzrost poparcia musiałby się automatycznie zmniejszać, zaznaczyłoby się odejście od liniowości, aż po wysycenie przy 100%. Skoro żadnego początku wysycania nie widać aż do 60% poparcia, oznacza to, że „sufit poparcia” dla PiS leży dużo wyżej. W przyszłości tsunami może zatem być jeszcze potężniejsze.

Do naukowca można mieć pretensje, gdy nowe fakty obalają jego wcześniejsze hipotezy, a on milczy na ten temat. Mam na myśli rozpowszechnioną szeroko hipotezę tzw. „efektu książeczki”, którą Jarosław Flis wprowadził odrywając uwagę od ewidentnego fałszerstwa w wyborach samorządowych 2014. Niedopuszczalnie duża liczba głosów nieważnych w 2014 dała zupełnie niewiarygodne zwycięstwo partii PSL. W wyborach do Sejmu RP 2015 książeczka była bardziej skomplikowana, niż w 2014. Dwie pierwsze strony mogły istotnie spowodować, że PiS nie skorzystał z przywileju, który dawał mu numer listy 1, ale te dwie strony były znaczącym utrudnieniem dla nieuważnych wyborców. Mimo tego utrudnienia liczba głosów nieważnych była nieporównanie mniejsza, ok. 2.5%. Co ciekawe, przy znacznie prostszej karcie wyborczej, w wyborach do Senatu 2015 odnotowano aż 3.9% głosów nieważnych. Nie wiem jaka może być przyczyna tej sytuacji, ale nie wątpię, że socjologowie z łatwością to wytłumaczą efektem żółtej karty.         

 

        

Jestem emerytowanym profesorem w dziedzinie fizyki jądrowej. Zawsze występuję pod własnym nazwiskiem.

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (3)

Inne tematy w dziale Społeczeństwo