Krispin Krispin
719
BLOG

List otwarty do pana Szejwach Weissa

Krispin Krispin Polityka Obserwuj notkę 8

Drogi panie Szejwach,

W pierwszych słowach mego listu proszę o wybaczenie, że nie będę dalej wymieniać pańskiego nazwiska. W związku z szalejącą pandemią politycznej poprawności i skomasowanym atakiem środowisk BLM, używanie go mogłoby nas obu postawić w złym świetle. A tego przecież nie chcemy, prawda? Złe światło jest jak zły wzrok, a zły wzrok jak wyrok, rozumie pan.

Drogi Przyjacielu! Mogę chyba tak się do pana zwracać, panie Szewajch, bo przecież jest pan przyjacielem wszystkich Polaków, więc w naturalny sposób także moim. Urodził się pan w Polsce. Niektórzy uważają, że na Ukrainie, ale ja uważam, że w Polsce. Wtedy była tam Polska. Potem długo był pan za granicą. Mówi pan nadal po polsku. Twierdzi pan, że jest przyjacielem Polski, wiec nie wypada nie wierzyć. A zatem piszę do pana jak przyjaciel do Przyjaciela. Do Przyjaciela łatwiej się pisze. Przyjaciel rozumie. Przyjaciel wysłucha, nie zostawi w biedzie, pomoże. Może... Bo przecież może pomóc.

Panie Szejwach, drogi Przyjacielu, wprawdzie mnie pan nie zna, ale ja znam pana. I to dobrze. To znaczy niezbyt dobrze wiem, kim pan jest, ale dobrze, że w ogóle pana znam, rozumie pan? Zrozumie pan lepiej, kiedy się przedstawię. Urodziłem się w Polsce po wojnie. To znaczy nie zaraz po wojnie, ale później. Jakiś czas później. Po wojnie wszyscy Polacy mieli pod górkę, nawet jeśli mieszkali w Równem... wróć, Równe po wojnie zostało Polsce odebrane, więc... można powiedzieć, że tam wszyscy Polacy mieli pod górkę. Bardziej pod górkę - mniej więcej tak jak w Borysławiu. A tu, w kraju, pod górkę mieli nie wszyscy, ale większość. Do tej większości należała moja rodzina, rozumie pan?

Dlaczego pod górkę? Otóż... mój Dziadek był ułanem i walczył z bolszewikami w 1920. Drugi dziadek pomagał partyzantom podczas wojny i... po wojnie. Dlatego UB spaliło mu gospodarstwo. Ciocia o mały włos nie wylądowała w płonącej stodole, ale był rok 1945 i UB-ek (lub milicjant), który sprzeciwił się wrzuceniu dziecka do ognia nie był jeszcze odpowiednio uformowany, ukształtowany, rozumie pan? Widocznie potrzebował jeszcze trochę czasu, żeby zrozumieć, że z takimi jak mój dziadek nie wolno się patyczkować. Ale dzięki temu ciocia przeżyła. Dzięki niemu i szybkiej reakcji sąsiadki, która zakryła ją spódnicą i zabrała do siebie. Była niedziela. Na szczęście reszty domowników nie było w domu, a powiadomieni o tym, co zaszło, musieli ukrywać się przez dwa lata. Do amnestii. Skończyło się na tym, że cała rodzina miała podwójne imiona. Dziwna sytuacja, przyzna pan, kochany Przyjacielu? Wujek Staszek był dla jednych Stachem, a dla innych Romkiem. Podobnie moja mama. Miała dwa imiona, ale część znajomych, nie wiedzieć dlaczego, mówiła do niej używając trzeciego. Jako dziecko nie zwracałem uwagi na takie drobiazgi, rozumie pan? Szewach czy Szymek, co za różnica, ważne jest to, że jesteśmy przyjaciółmi.

Mój ojciec nie mógł awansować. Nie, nie był głupi, po prostu nie był członkiem partii. Proponowali mu nawet, ale odmówił. Wie pan, to nie było dobrze widziane, że ktoś odmawia, kiedy składa mu się dobrą propozycję. Dlaczego nie chce? A co chce? A może nie chce, bo nie lubi? Jak bardzo nie lubi? Rozumie pan? Takie były czasy. Mama była pielęgniarką. Oboje dużo pracowali. Można powiedzieć, że cały czas pracowali. Ale niewiele z tego mieli. Z czasem, za Gierka, było lepiej, ale trudno powiedzieć, że należeliśmy do klasy średniej. Raczej nisko-średniej. Gdyby nie rodzina na wsi, byłoby krucho.

I tu dochodzimy do sedna, drogi Przyjacielu. Jako Przyjaciel każdego Polaka na pewno mnie pan zrozumie. Zatem... chodzi o to, że ja się jakoś nie dorobiłem, a Ty, nasz drogi Przyjacielu, jak najbardziej. Byłeś długo radnym w Hajfie, potem jeszcze dłużej posłem w Knesecie, a przez kilka lat nawet jego przewodniczącym, czyli zdarzało się, że pełniłeś obowiązki prezydenta swojego kraju. Byłeś też ambasadorem tego kraju w Polsce, a od przeszło 20 lat jesteś przewodniczącym Rady Instytutu Pamięci Jad Waszem. Wiesz, tego, w którym tylko niektórzy z dziesiątków tysięcy Polaków pomagających Żydom podczas wojny zostali uhonorowani medalem i drzewkiem. Moglibyście więcej tych drzewek posadzić – dla dobra planety. Nie wiem, dlaczego się z tym dziwnie ociągacie. Planety nie szanujecie, czy co? Ludzie umierają, więc niektórych drzew już nie będzie. Pamięć też umiera, choć nie całkiem. Prawda nie umiera.

Przepraszam za tę dygresję, ale tak jakoś mię naszło. A zatem... nie owijając w bawełnę, musiałeś się dorobić. Dużo podróżujesz, masz niezłe ciuchy, piękne apaszki, więc się nie oszukujmy. Ponieważ ja się nie dorobiłem, chciałbym... domagam się... proszę, żebyś przekazał mi połowę swojego majątku. Może być też większa część, jeśli tak postanowisz. Połowa to moja wstępna propozycja. Twoja hojność jest znana, ale nie będę naciskać, bo wiem, że masz dzieci i wnuczkę. Nie chcę cię przecież ograbić. Po prostu proszę o uczciwe potraktowanie. Wszystko, czego nam potrzeba, to miła i ludzka atmosfera, to bardzo ważne. Ten problem trzeba jakoś załatwić. Na pewno się dogadamy.

Nie wolno stworzyć nowej krzywdy na podstawie starej krzywdy, prawda? Ty sam to przecież powiedziałeś, nasz wielki Przyjacielu. To, że twoje mienie jest dziś w Twoich rękach, nie znaczy, że nie może się znaleźć w moich, prawda? Oczywiście nie chcę dziś zapukać do twoich drzwi i wypędzić Cię stamtąd, Przyjacielu drogi i bliski memu sercu. Nigdy bym się na to nie zdobył. Dlatego uważam, że trzeba załatwić tę sprawę inaczej. I Ty też to rozumiesz, bo jesteś starym i mądrym człowiekiem.

Wiem, że ten list i ta nieoczekiwana prośba może być zaskoczeniem dla Ciebie, drogi Przyjacielu. To chyba oczywiste. Człowiek, którego prawie nie znasz, choć oddany przyjaciel, jak wszyscy Polacy, prosi cię o połowę majątku, a nie ma do tego żadnych praw. Co więcej nie istnieje na świecie podobny precedens, a z prawnego punktu widzenia nie ma podstaw, aby żądać od Ciebie, nasz kochany Przyjacielu, czegokolwiek. Wierzę jednak, że kiedy usiądziemy przy jednym stole – może być okrągły, ale nie jest to konieczne, przy stole z kantami też mogę się z Tobą, mój drogi Przyjacielu, układać. Jeśli nie będziesz zbytnio kantować, z pewnością uda nam się wynegocjować jakiś rozsądny kompromis. Warunek jest jeden – musisz potraktować moją prośbę poważnie. Jeśli jej nie zignorujesz i zasiądziesz w końcu do rozmów ze mną, to dogadamy się jak Polak z Polakiem. Ja cierpliwie czekam.

Jestem gotów na ustępstwa, ale niezbyt duże. Potargować się można, ale bez przesady. Obaj wiemy, że targowanie się jest nierozerwalną częścią interesu. A interes musi być. Interes musi się kręcić. I nie martw się, drogi Przyjacielu, nie musisz wypłacić mi całej sumy od razu. Ani nie musi ona być w całości w pieniążkach. Byłoby to uciążliwe i niepotrzebne utrudnienie, a tego przecież chcemy unikać, prawda? Oj, po co sobie życie utrudniać. Są różne możliwości, różne sposoby zadośćuczynienia, prawda?

Mogę przyjąć część w pieniążkach, a część w ruchomościach i nieruchomościach. W ramach spłaty zgodziłbym się przyjąć mieszkanie w Jerozolimie. Chętnie tam pojadę. Nie byłem jeszcze, a mówią, że warto pojechać. Wprawdzie jeden z moich znajomych twierdzi, że nie warto, bo po co jechać tam, gdzie Chrystus był 2000 lat temu, skoro można być tam, gdzie jest teraz, ale nie wiem, czy mu wierzyć. Różni są ludzie. Różne rzeczy gadają. Kiedy już stanę się posiadaczem mieszkania w Jerozolimie, to grzechem byłoby nie pojechać, więc chętnie tam pojadę.

Drogi Przyjacielu, ma pan już ponad 86 lat... nie to, żebym wyliczał, co to to nie. Ja życzę panu biblijnych 120 lat w zdrowiu i szczęściu, ale... alle... alee... latka lecą. Są wprawdzie prawowici spadkobiercy majątku, jaki pan posiadasz, ja to dobrze rozumiem, ale dlaczego nie dodać do nich jeszcze jednego? Tylko jednego. To niewiele, prawda? Dlaczego nie dodać do nich mnie? Ja się na pewno o to nie obrażę. Solennie obiecuję, drogi Przyjacielu. Przemyśl to proszę. I nie daj długo czekać na swoją decyzję. Latka lecą...

Rozumiem też, że jesteś ciekaw na co wydam Twój... a właściwie mój odziedziczony po tobie kapitał... A fu, określenie "kapitał" bardzo źle się kojarzy, ale po prostu nie chciałem znowu pisać o pieniążkach. Dżentelmeni nie rozmawiają o pieniążkach. Skoro więc pytasz, mój drogi Przyjacielu, co zrobię z... tym mieniem spadkowym, to powiem wprost: nie twój interes, drogi Przyjacielu. Ufam, że w pełni mnie rozumiesz.


Z głębokim poważaniem,

Twój oddany polski Przyjaciel,

Krispin z Lamanczy


PS Zachęcam do zapoznania się z innym listem otwartym, który niedawno napisałem. Być może mniej ważnym. Miejscowym. Choć właściwie nie do końca krajowym. Takim... z okazji powrotu. Witałem przy wódce. Rzadko witam przy wódce, ale okazja była niebanalna, nietuzinkowa, niepowtarzalne, więc... nie wypadało, nie godziło się inaczej. Wracał przecież król z Europy. No to napisałem. Było to kilka tygodni temu. Nie wiem, czy przeczytał.

Krispin
O mnie Krispin

Jestem Polakiem. Jestem chrześcijaninem. Czy tak samo, czy bardziej? Jestem osobą myślącą. To ja, Krispin z Lamanczy. PS. Nie wierzę w przypadki.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka