Od dawna zauważyłam, a teraz widzę to z całą doskonałością albo (cytując mojego ulubionego Autora młodości) - "jaskrawością" - że do kościołów uczęszczają całe zastępy w... otóż - b...iernych, raczej.
A dziś, po karkołomnym koszmarze koniecznego antyspaceru, w takich a nie innych okolicznościach przyrody miejskiej (z wyłączeniem skwerów) się nasunęło mię: wolałabym żyć w kraju, w którym obowiązuje zamordyzm, czy namordyzm?
Można nawet zahamletyzować, z odpowiednią miną (tyle, że jej, cholewa, nie widać): Zamordyzm, czy namordyzm? Oto jest pytanie!