krytykant70 krytykant70
272
BLOG

Jestem w Turcji - niespodziewanie pokonany stary mistrz niespodziewanie potem zwycięża

krytykant70 krytykant70 Podróże Obserwuj temat Obserwuj notkę 2

Ta notka jest dla mnie bardzo ważna. Sam jestem bardzo zaskoczony jak wiele rzeczy się mi w niej dopasowało, jak udało mi się zrozumieć pewne moje niejasne dla mnie samego wieloletnie zachowania...

Główna "kontrybucja" notki jest następująca:
* kwestia zrozumienia swoich działań, dlaczego tak naprawdę robię to, co robię... Łapię się, że coś robię przez lata, ale tak naprawdę nie pojmuję czemu... Jestem kierowany silną emocją. A przecież uważam siebie za "umysł ścisły", logiczny, rozumujący bardzo racjonalnie. Oczywiście wiem, że emocje na mnie jednak wpływają, ale zaskoczyła mnie tu ich olbrzymia siła oraz jakaś potężna logika tych emocji. Jak spokojnie refleksyjnie zastanowiłem się nad sytuacją, to wydaje się, że wszystko udało się rozszyfrować, zrozumieć, identyfikując potężną ukrytą emocje wpływającą na moje działania przez wiele lat...
*kwestia kontekstu wypowiedzi i trudności zrozumienia się. Podobna sytuacja, wiadomo, że nasz używany język jest bardzo nieprecyzyjny, możemy się źle zrozumieć, źle zrozumieć znaczenie wypowiedzi, źle zrozumieć stojącą intencję. Ale siła tego wpływu... Oczywiście wpływ kontekstu rośnie, im bardziej jest nietypowy. Mój kontekst jest dość mocno, jak sądzę,  nietypowy, co widać chyba w rozważaniach poniżej...
* krótkie rozważania o wielkości człowieka, przykłady 1-2 rzeczywiście wielkich, trochę imion takich, którzy być może wielkimi byli, wszystko oczywiście mocno subiektywne, moim zdaniem.

Chciałbym zaznaczyć, że dzisiaj będę odwoływał się do emocji, a jednocześnie będę pisał przede wszystkim o rzeczach prawdziwie monumentalnych... Zdaje więc sobie sprawę, że nasza Polska w tym kontekście niezbyt może konkurować i zgadzam się, że można byłoby uznać  porównywanie wydarzeń w Polsce z tak monumentalnymi zdarzeniami dotyczącymi całej cywilizacji za niesprawiedliwe... Podkreślam ten fakt dla porządku.


Jestem w Turcji... Czy naprawdę tam?
Jestem w Turcji. Siedzę późnym wieczorem na balkonie hotelowym. Mam piękny widok z balkonu, domyślam się, że teraz widzę nieopodal basen i rozległą panoramę ze światłami miasta, jak zrobi się widno, panorama będzie prawdopodobnie nieporównanie piękniejsza. Jest nadal gorąco, ale jest też przyjemny chłodny wiatr.  Te wieczory w Turcji, przyjemny zazwyczaj nadmorski klimat, często muzyka, dziwne dźwięki, chyba cykady, potem nad ranem coś "zapuchało", jak zwykła sowa, kiedyś w Kapadocji (w tym przypadku oczywiście odbywało się to sporo od morza) siedząc na tarasie, na dachu hotelu skalnego, widziałem chyba przelatujące nietoperze, ogólnie bywa wieczorami bardzo przyjemnie... Teraz, w tym upale, najprzyjemniejszy jest ten chłodny wiatr.


Znaczenie Kontekstu wypowiedzi oraz kontekstu w dyskusji
Niewiele dotąd dostałem komentarzy pod moimi kilku napisanymi tu, mocno zróżnicowanymi tematycznie, postami. Tylko  parę  było bardzo interesujących, które nasunęły mi nowe przemyślenia. Niemniej jednak nawet uczestnicząc w tych nielicznych dyskusjach  mogłem zauważyć, jak słabo  jestem rozumiany. Dlatego postanowiłem jakoś opisać ten kontekst, który objaśnia podstawy moich konkretnych twierdzeń. Daje pewne informacje o tym, co myślę na pewne tematy, jakie są moje punkty odniesienia. Przykładowo,  z kim porównuję, gdy oceniam danego człowieka, polityka, i co by oznaczało moje stwierdzenie, że ten człowiek wprawdzie nie jest wielkim człowiekiem, ale jednak działa sensownie i jest przydatny dla społeczeństwa... Zdaję sobie przy tym sprawę, że wielu ludzi, jeśli w ogóle zechce to przeczytać, uzna ten tekst za osobliwy. Cóż, jeśli ewentualna dyskusja miałaby sens, to ten kontekst warto przeczytać. Ja oczywiście też bym przeczytał analogiczne konteksty ewentualnych dyskutantów...



Powrót starego mistrza, który wcześniej, niespodziewanie pokonany, potem niespodziewanie jednak znów zwycięża
Ostatnio uświadomiłem sobie, jak ten topos na mnie wpływa. Wywołuje silne emocje, potem coś w stylu euforii, gdy się dokonuje ostateczny sukces. Oczywiście mogą być bardzo różnorodne wersje tej sytuacji, które jednak oddziałują słabiej - np. stary mistrz nie musiał być wcześniej pokonany, do walki mogło nie dojść, mógł to nie być też żaden stary mistrz, tylko ktoś nie doceniony, jakiś "słabeusz" nie podejrzewany o stanięcie do walki, który jednak stanął do walki i niespodziewanie wygrał.

Myślę, że można podać wiele przykładów podobnych sytuacji w literaturze i kinematografii, może warto by było to zebrać i opisać, może ktoś to już zrobił... Na pewno takie sytuacje są popularne w westernach. W szczególności np. "Jeździec znikąd", w dzieciństwie czytałem książkę, jest też chyba film. Pamiętam jakie wrażenie na mnie zrobiło w tej książce, jak Shane wreszcie wziął broń, wcześniej nigdy jej nie nosił, i pomógł farmerom.
Był też chyba inny western, gdzie bohater ciągle chodził bez broni, w końcu stanął do walki i pokonał bandytów. To co pozostało mi w pamięci w tym filmie jest demonstracja celności bohatera przez strzelanie  do podrzucanych monet dolarowych... Gdyby ktoś mógł mi dać namiary, jaki to był konkretny tytuł tego filmu i kto grał tego bohatera, to byłbym wdzięczny, gdyż od dawna ta kwestia mnie męczy.


Wielkie znaczenie Kontekstu dla bycia zrozumianym i czemu warto iść na kompromisy
Kontekst wypowiedzi jest bardzo ważny, kontekst w jakim coś mówimy.  Pozwolę sobie tutaj szerzej opisać jedną szczególną sytuacje. Nie jest to oczywiście nic  "oryginalnego", sprawa dobrze znana dla historyków, niemniej jednak dla większości ludzi sądzę, że może to być mocno zaskakujące. Czemu będę w tej notce używał czasem terminu "Cesarstwo Bizantyńskie", lub nawet , dla uproszczenia, "Bizancjum", nazwy państwa, które nigdy nie istniało? Dla jasności, używam tego  terminu, choć czuję, że to absurd... Wiem, że termin Cesarstwo Bizantyńskie to nazwa państwa, które nigdy nie istniało, że powinna być mowa o Imperium Rzymskim. Używa się jednak terminu Cesarstwo Bizantyńskie z dwóch względów - obecnie dla jasności rozróżnienia tych dwóch ważnych terminów i okresów, historycznie dla dezawuowania "państwa greckiego" i chyba promowania Cesarstwa Rzymskiego Narodu Niemieckiego. Gdy piszę o "Cesarstwie bizantyńskim" bolą mnie zęby, chciałbym pisać "Imperium Rzymskie", tak jak to być powinno, ale zdaje sobie sprawę, że stałbym się wtedy dla większości ludzi kompletnie niezrozumiały (Rzym w średniowieczu?, on upadł w 476 roku?, co ten ignorant to wypisuje? Rzym w Azji Mniejszej?) albo też za każdym razem musiał pisać elaborat z objaśnieniami. Tak więc kompromisy są konieczne i idę na nie. Oczywiście ważne jest wiedzieć, kiedy na  nie trzeba i można iść, z tym jest problem. Ludzie się często spierają ogniście o drobiazgi, tracą gigantyczną energię na to, szkoda tak krótkiego życia, jakie mamy, by tracić je na dyskusje o sprawy naprawdę nieważne i marginalne. Jest też takie ryzyko, że jak ktoś się spiera o wiele spraw, to traci sprzed oczu, co jest ważne, a co nie, i w rezultacie nie rozpoznaje lub nie ma siły lub czasu,  by spierać się o sprawy fundamentalne.  



Imperium Rzymskie jako ten Stary Mistrz
Rzym jest dla mnie bardzo pociągający, kojarzy się z wielkością,  wspaniałością, ogromem, potęgą,  myślę, ze ten filmik ilustruje, jakie emocje wywołuje Imperium Rzymskie. https://www.youtube.com/watch?v=oA4PnGGLkfU
Pociąga mnie Rzym, choć wiem też o mniej pięknych aspektach, przemocy, okrucieństwie, różnych knowaniach w Republice, korupcji, różnych szalonych lub niekompetentnych cesarzach, krwawych walkach gladiatorów.

Pozwolę tu sobie na małą dygresję związaną z gladiatorami, nawiązując też do współczesnych sportowców. Zupełnie nie rozumiem tego znaczenia przydawanego sportowcom we współczesnym świecie, oraz wypłacanych za to pieniędzy. Jest to dowód jakiegoś głębokiego upośledzenia naszej cywilizacji. Ich działalność jest dziecinna, nic nie wnoszą do postępu cywilizacji. Czy to znaczy, że nie należy doceniać sprawności fizycznej i jej nie nagradzać? Oczywiście nagradzać, ale adekwatnie do wartości, jakimiś dyplomami na koniec roku szkolnego szkoły podstawowej, może jakieś nagrody, książki z dedykacją pana od wuefu. W porównaniu do obecnych sportowców, gladiator ryzykował życie i to jednak wiele zmienia. Dawał też solidną rozrywkę, więc zasługiwał na znaczące stawki, pytanie oczywiście jak wysokie powinny one jednak być...



Długo się zastanawiałem czemu Bizancjum mnie tak pociąga, odpowiedź okazała się prosta
Od lat szczególnie interesuję się historią Cesarstwa Bizantyńskiego, kupuję i czytam bardzo dużo na ten temat. Jest to dla mnie dziwne, że tak preferuję ten okres. Przecież jest tak wiele innych ciekawych tematów, cała starożytność, starożytny Egipt, Rzym, klasyczna Grecja, Sparta, demokracja ateńska, oczywiście nasza polska historia. Początek jest dla mnie jasny - Cesarstwo Bizantyńskie mnie zaintrygowało już w szkole podstawowej, gdy pierwszy raz się z tym państwem zetknąłem czytając o jego ostatecznym upadku, czyli czytając "Puszkarza Orbano" Zofii Kossak. Była to jednak tylko jedna z wielu przeczytanych książek na bardzo różne tematy, więc skąd taki efekt? Dlaczego czytam więcej książek o Bizancjum niż o Rzymie podczas rozkwitu, np. I-II wiek, czy też IV wiek?   W Bizancjum wiele się działo przez te stulecia, fakt, ale nie było tak imponujące jak Rzym okresu podbojów, lub np. Aleksander Wielki i diadochowie.  Ponadto w Bizancjum było tyle nieprzyjemnych rzeczy, brak tolerancji, okrucieństwo, nielojalność, zdrady, okaleczenia... Wygląda, że ostatnio, podczas okresu spokojniejszej refleksji znalazłem wyjaśnienie mojej fascynacji Bizancjum, które przedstawię poniżej.


Wielkie Przełomy i Wielcy Ludzie
Imperium Rzymskie było czymś monumentalnym i dlatego to, co się tam działo robi takie wrażenie. Podczas jego trwania, zakładając oczywiście właściwy okres, czyli 21 kwietnia 753 p.n.e. -  29 maja 1453 roku https://www.youtube.com/watch?v=DUtnP_KH40I,  można  wyróżnić trzy Wielkie Przełomy i trzy momenty tego powrotu starego mistrza (można nad tym oczywiście dywagować, może byłoby tych okresów nawet więcej, może np. cztery, ale skupmy się na trzech, które najsilniej zauważam). Te przełomy były związane z szeregiem wielkich zdarzeń, by zajść wymagały Wielkich Ludzi, lub też dawały szanse ludziom, by się wielkimi stać.
Będę poniżej oczywiście upraszczać, ale temat jest bardzo szeroki i oczywiście do dyskusji, ktoś może np. uzasadniać, że to nie były wielkie osiągnięcia, bo logika dziejów i trendy gospodarcze sprawiały, że tak musiało być, że rozpatrywany wielki człowiek  to tak naprawdę był figurant, itp. To są oczywiście bardzo ciekawe kwestie do analizy, ale sa jednak właśnie tematami na inne dyskusje. Tu jest krótka notka, a ja i tak piszę przede wszystkim o moich emocjach i staram się zrozumieć sam siebie.

1. Po kryzysie Imperium Rzymskiego w  III wieku i jego praktycznym rozpadzie, imperium znów zjednoczył   Aurelian (Lucjusz Domicjusz Aurelian). Potem cesarstwo zostało przebudowane przez dwóch wielkich reformatorów, znanych chyba wszystkim dobrze ze szkoły, czyli Dioklecjana i Konstantyna Wielkiego, oczywiście kontrowersyjnych, bo robiąc rzeczy wielkie trudno nie być kontrowersyjnymi...

2. W VII wieku Imperium Rzymskie traci olbrzymie tereny na rzecz  Arabów. Potem jest atakowane nawet w Azji Mniejszej i dwa razy    jest atakowany sam Konstantynopol, stolica Imperium, w latach 674-678 oraz 717-718. Warto pamiętać o tych historycznych obronach, decydujących chyba o utrzymaniu się chrześcijaństwa, o użyciu tak potężnego i tajemniczego ognia greckiego, u nas o tych ważnych walkach niemal wcale się nie mówi... W tym przypadku jest dość skomplikowana sprawa jeśli chodzi o wielkiego
   człowieka, bo były aż dwa oblężenia, sporo oddalone w czasie. Chyba jednak na wielkiego człowieka  kandydowałby  Leon III Izauryjczyk.   Jest to jednak bardzo kontrowersyjna postać ze względu na ikonoklazm,  nie wiem też jakie umowy zawierał on początkowo z Arabami.

3.  Ostatni wielki okres ekspansji Bizancjum w X-XI wieku, znaczne podboje. Rzymianie odnoszą wiele zwycięstw nad Arabami, odzyskują sporo terenów, wygląda, że nawet odzyskanie Jerozolimy stanie się wkrótce możliwe. Trzej wielcy cesarze tego okresu to Nicefor II Fokas, Jan I Tzimiskes i Bazyli II Bułgarobójca, oczywiście władają z Konstantynopola, Cesarstwo Bizantyńskie... Zdecydowanie najciekawszy z nich jest dla mnie Nicefor II Fokas. Uważałbym go za wielkiego człowieka, obok Aureliana.
 
Warto zwrócić uwagę, że obaj rozpatrywani tu "wielcy ludzie", Aurelian oraz Nicefor II Fokas zostali zamordowani, a oba te morderstwa miały przyczyny i przebieg dość absurdalne. Jaki wniosek?  Ludzkość nie docenia wielkości? Albo boi się jej? Albo reaguje agresywnie na nią...?  Cóż, przynajmniej bliscy współpracownicy, żony, sekretarze tak reagują, i doprowadzają do mordów......
 
Myślę, że obu tych cesarzy sporo łączy. Obaj dokonali bardzo dużo, choć Aurelian był znacznie bardziej błyskotliwy i robiący wrażenie, miał jednak sporo więcej możliwości i zasobów do dyspozycji. Obaj zostali cesarzami już w starszym wieku i panowali dość krótko, podczas tych panowań jednak bardzo dużo dokonali. Bardzo istotne jest jednak też to, co robili wcześniej, a na pewno robili dużo, ciężko pracowali, wiele też osiągali, po prostu zdobyli masę doświadczeń, które pozwoliły im "błysnąć" podczas tych stosunkowo krótkich panowań.

Bardzo krótko zatem, czego dokonał Aurelian podczas swego panowania w latach 270-275 n.e.: odbudował roztrzaskane, pogrążone w chaosie Imperium Rzymskie, pokonał kilka potężnych plemion germańskich, myślę, ze w V wieku jedno takie plemię roznosiło całe Imperium, oraz zdławił dwie uzurpacje, w tym jedną bardzo poważną. Ponadto Aurelian otoczył Rzym murami, co musiało stanowić gigantyczny przełom w myśleniu w Imperium. Aurelian pokonał: Wandalów, Jutungow, Gotów, Karpów, pokonał zbuntowaną Palmyre z Zenobia i Wabalatem oraz pokonał zbuntowane Cesarstwo Galijskie. Wszystko to w 5-6 lat...  Warto podkreślić, że nie wszystko przychodziło Aurelianowi łatwo, czasem przegrywał, ale potrafił odmienić sytuację, by ostatecznie wygrać... Jeśli ktoś chciałby dowiedzieć się więcej o tym wyjątkowym człowieku, to jest książka - John F. White, "The Roman Emperor Aurelian. Restorer of the World"...

Aurelian za swoje osiągnięcia uzyskał skromny tytuł "restorer of the world". Co mam sobie pomyśleć, gdy się słyszy jak różni ludzie
uznają się sami za wielkich albo ich totumfaccy nazywają ich wielkimi? Wtedy przychodzi mi właśnie często do głowy Aurelian. Z tym  skromnym tytułem "Restorer of the world"  (Restitutor Orbis - Odnowiciel Świata - tytuł honorowy przyznany przez Senat). I pozostaje tylko parsknąć śmiechem...


Inny moment, gdy stary mistrz znów zwyciężył - po obronach Konstantynopola, był jeszcze Akroinon 740 rok
Po zakończonych sukcesem obronach Konstantynopola przed Arabami, tych wielkich zwycięstwach po tylu latach ciągłych klęsk, nastąpiło coś jeszcze. Akroinon we Frygii w 740 roku, jak dla mnie to tajemnicza bitwa, szukałem informacji, materiałów w Internecie, coś tam oczywiście jest, zbiera się tych informacji nawet coraz więcej, ale jak dla mnie sporo za mało...  Rzymianie pokonali wtedy silna armię arabską w polu, po tylu latach klęsk, we Frygii...

Frygia kojarzy mi się też bardzo mocno z jednym z moich ulubionych utworów, jeszcze jednej mojej ulubionej wykonawczyni, tym razem nie śpiewającej po francusku... Jest to  "Pod frygijskim niebem", "Beneath the phrygian sky", wykonywane przez Lorenna Mckinnitt. Piękna piosenka, jest wiele wspaniałych piosenek Loreeny, ale ta jest moją ulubioną,  bardzo do mnie przemawia, melodia i słowa. Pod frygijskim niebem...

Wiem, że nie taka była intencja Loreeny, gdy śpiewała swoją piosenkę, aby kojarzyć ją z tą konkretnie bitwą, ale ja sobie takie skojarzenie czynię i czasem myślę o Akroinon, gdy słucham tego utworu. https://www.youtube.com/watch?v=siXe7bKt1q0

 

Nie jestem w Turcji, tylko w Imperium Rzymskim
Bardzo pociąga mnie region Morza Śródziemnego. Lubię być nad Morzem Śródziemnym, zwłaszcza w Grecji i Turcji, ale też we Włoszech lub Chorwacji. Zastanawiam się, jeśli reinkarnacja naprawdę istnieje, to może byłem starożytnym Grekiem, lub Rzymianinem, nawet w kilku wcieleniach? Turcja ma sporo do zaoferowania, bardzo sympatyczni ludzie, malownicze miasta, piękne krajobrazy.  Lubię też spokojnie słuchać rozmów w tureckim języku, którego zupełnie nie rozumiem, ale dobrze mi się kojarzy z językiem japońskim (miałem okres silnego zainteresowania anime) i serialem "Wspaniałe stulecie", który też lubiłem... Szczególnie podobała mi się tam sułtanka Mâhidevrân, grana przez bardzo piękną kobietę,  Asiye Nur Fettahoğlu, lubiłem też kontrowersyjnego wezyra Ibrahima Paszę, co grał wzruszającą melodię na skrzypcach.


Ale ja jadąc do Turcji skupiam się jednak  na pozostałościach grecko-rzymskich. Sporo już lat temu, chyba w 2010, byłem w Konstantynopolu, a nie w  Stambule. Szczególnie oczywiście zainteresowały mnie Haga Sophia, ruiny Wielkiego Pałacu, to co pozostało z pałacu Blacherny, oraz różne bizantyńskie (rzymskie!) freski do znalezienia po starych kościołach. Błękitny Meczet i inne sporo mniejsze meczety niezbyt mnie interesują, dla zaliczenia pełnej listy zabytków można nawet zajrzeć jeśli są w nich dobre,  czyste dywany i można chodzić po nich w skarpetkach... Natomiast bardziej pożądanym przeze mnie  jest odwiedzanie innych miejsc na terenie Turcji, zobaczenie kaplic skalnych w Kapadocji, czy różnych ruin miast grecko-rzymskich rozproszonych na całym tym rozległym terenie. Tak więc, gdy jadę do Turcji, to tak naprawdę jadę do Imperium Rzymskiego...

krytykant70
O mnie krytykant70

Żadna władza nie spełniła oczekiwanych przeze mnie minimalnych standardów. Interesuję się historią, polityką, myślę, że ludzie z bardzo różnych obozów mogą mieć ciekawe spostrzeżenia i warto zwracać uwagę na rozsądne wypowiedzi. W skomplikowanym obecnym świecie nie ma prostych recept. Interesuje mnie jak wiele osób popiera moje opinie oraz interesujące opinie innych użytkowników w celu wzbogacenia moich własnych. "Nie ma spraw, których nie mogłoby przedyskutować dwóch siedzących w fotelach dwóch rozsądnych ludzi przy cygarze i whisky" (Edward VII) Król Edward VII, syn królowej Wiktorii, jest znany z powiedzenia,  że nie ma takiego problemu, którego nie można by rozsądnie przedyskutować siedząc w fotelach, pijąc whisky i paląc cygara. Jest to niewątpliwie bardzo ważna myśl podkreślająca konieczność dyskusji sytuacji w celu rozwiązania problemu i unikania wszelkiego rodzaju ekstremalnych działań. Uważam, że jest to kierunek działań, w którym należy podążać. Czy są inne rozsądne sposoby postępowania, inne niż ten proponowany przez Edwarda? Wygląda, że nie, inne kierunki prowadzą tylko do katastrofy.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości