Donald Tusk zdziwił się kilka dni temu pięknem gdańskiej Areny Bałtyckiej, a następnie przeraził się faktem, że na pięknym stadionie nie można będzie pokopać w piłkę w towarzyskim spotkaniu Polska – Francja.
Mam niezbity dowód na to, ze albo Donald Tusk nie umie czytać, albo lekceważąc swoje podstawowe obowiązki, nie czyta przygotowanych specjalnie dla niego raportów.
Leży oto znowu na moim biurku informacja Najwyższej Izby Kontroli, tym razem z lipca 2010 roku. Dotyczy ona przygotowania Polski do mistrzostw Europy w 2010 roku. Skoro dokument nosi datę lipiec 2010, to prezes Rady Ministrów miał go na biurku najdalej w sierpniu 2010. Załóżmy, że to okres wakacji, więc Donald Tusk czyta na plaży w Saint Tropez kryminały, zamiast jakichś głupot o piłce, to premier miał raz jeszcze okazję zajrzeć do tego dokumentu, po wysłuchaniu rocznego sprawozdania NIK w sejmie w grudniu ubiegłego roku. Niestety, nasze Słońce Peru nie marnuje oczu, aby czytać jakieś nudne 100-stronicowe raporty pisane drobną czcionką.
Gdyby umiał, albo zechciał czytać, to mógłby się dowiedzieć, że decyzję o budowie Areny Bałtyckiej podjęto w październiku 2008 roku. Koszt budowy stadionu określono wówczas na 672.000.000 pln. Wkrótce skorygowano kosztorys o blisko 200.000.000 pln w górę. Zmienił się także harmonogram prac. Zamiast 23 grudnia 2010 r. Arena Bałtycka miała być oddana do użytku najpóźniej w marcu 2011 roku.
Rozumiecie Państwo? Dwieście milionów drożej i trzy miesiące później. A przypomnijmy, Tusk był na budowie stadionu pod koniec maja 2011 i był zaskoczony...
W czasie gdy NIK przeprowadzał kontrolę w Gdańsku gdzieś wiosną lub latem 2010, miasto nie dysponowało jeszcze kwotą 463.000.000 pln konieczną, aby w należytym tempie prowadzić priorytetową inwestycję. Co więcej, w lipcu 2010 trwał już spór wykonawców prac ziemnych z inwestorem o zapłatę blisko 9.000.000 pln za wykonanie prac początkowo nie przewidzianych w kontrakcie.
NIK informował więc naczelne organy państwa i samorządu, że istnieje poważne zagrożenie, iż obiekt sportowy nie będzie oddany do użytku w przewidzianym terminie.
Co zrobił premier rządu RP?
Nic.
Donald Tusk od początku swoich rządów lansuje tezę o całkowitej odpowiedzialności za losy kraju samorządów terytorialnych. Budujecie szpitale? Wasz problem. Zwalniacie ludzi z pracy? Rządowi nic do tego. Wali się służba zdrowia? Winien wójt, burmistrz, prezydent miasta.
Premier rządu RP odpowiedzialny jest wtedy, gdy coś się uda. Trzeba otworzyć nowy szpital? Jest minister lub premier. Oddano sto metrów autostrady? Fiesta z udziałem premiera gwarantowana. Trzeba będzie inaugurować Euro 2012 na Stadionie Narodowym? Premier pierwszy zagra mecz inauguracyjny.
Ale w ocenie NIK, winną zaniedbań w przygotowaniach do Euro2012 jest Rada Ministrów, która nie ustanowiła perspektywicznego programu przygotowań imprezy, która po olimpiadzie i mistrzostwach świata w piłce nożnej cieszy się największym światowym prestiżem. Ignorancja rady Ministrów powoduje, że istnieje ryzyko, iż Polska nie wywiąże się z zadań gwarantowanych przez rząd wobec UEFA. Dlatego NIK wnioskował, aby minister sportu i turystyki opracował i przedłożył w trybie pilnym radzie Ministrów RP kompleksowy program przygotowań do mistrzostw. NIK zalecał administracji rządowej nadzór nad terminowością i jakością zadań inwestycyjnych. W sumie NIK sformułował 58 wniosków do ministrów: sportu, infrastruktury, rozwoju regionalnego, MSWiA, dyrekcji generalnej dróg i autostrad, Narodowego Centrum Sportu, portów lotniczych.
Raport wylicza co powinno być zrobione w miastach – gospodarzach Euro2012, a co ze 100-procentową gwarancją już w 2010 do zrobienia nie było możliwe. Załącznik nr 4 raportu NIK zawiera wykaz organów, którym przekazano informację o wynikach kontroli. Na czwartym miejscu, po prezydencie, marszałkach sejmu i senatu, widnieje prezes rady ministrów.
Prowadzenie tego typu kontroli to konstytucyjny obowiązek NIK. Jest on jednak dość kłopotliwy dla władzy. Dlatego Platforma Obywatelska od tygodnia zastanawia się nad zmianą kierownictwa tego niezależnego organu kontroli państwa przedstawianego jako strażnika wydatkowania publicznych pieniędzy, aby uczynić z NIK organ politycznie bardziej spolegliwy
Tak się składa, że upływa 6-letna kadencja prezesa i pięciu jego zastępców. Panuje przy tym opinia, iż obecny skład kierownictwa NIK wykazuje zbyt dużo samodzielnej inicjatywy w podejmowaniu działań kontrolnych i wyciąga zbyt daleko idące wnioski pod adresem administracji publicznej. Mówi się także, iż NIK to ostatni bastion po rządach ekipy PiS i braci Kaczyńskich. Usunięcie tych ludzi, obsadzenie NIK kolesiami z PO i PSL ma być najbliższym celem rządzącej dziś koalicji. Najpoważniejszym kandydatem PO jest Mirosław Sekuła, postać bezbarwna i bezwolna, były przewodniczący sejmowej komisji tzw. komisji hazardowej.
Dokonanie zmian w kierownictwie NIK byłoby dziś działaniem dalekowzrocznym Platformy, zapewniającym jej wpływy w tej ważnej jednostce na okres najbliższych 6 lat. Prezes NIK powoływany jest bowiem przez sejm za zgodą senatu. Wiceprezesów na wniosek prezesa powołuje marszałek sejmu. Jeśli obecna koalicja wygra jesienne wybory, będzie już miała swoje przyczółki w organach kontroli. Natomiast w razie przegranej w wyborach, PO za pomocą NIK będzie mogła choć trochę sprawować państwową kontrolę.
Inne tematy w dziale Polityka