Kristoff104 Kristoff104
75
BLOG

Nowy Stary Trek

Kristoff104 Kristoff104 Kultura Obserwuj notkę 8

Zacznijmy może od tego, że Star Trek to fantasy. Nie żadne tam sajens fikszyn. Można oczywiście mieć co do tego wątpliwości, ale jeśli chcemy patrzeć na film bez wykrzykiwania co chwilę: „Co, dźwięk?! W Próżni?! Ałaaaa!!!”, to choćby było o kosmosie, polecam postąpić jak Tolkien przykazał: bierzemy hak, wieszamy na nim niewiarę, siadamy wygodnie w fotelu, i dzięki temu nic już nam nie przeszkadza. Delektujemy się naszą bajką. Cóż z tego, że zamiast elfów mamy Wolkan? Abo to wielka różnica jakaś? Jak ktoś chce s-f, to niech ogląda Firefly (skądinąd, rzecz rewelacyjna).
Nie staram się tu bynajmniej Trekowi dołożyć. Stwierdzam tylko przynależność do gatunku.
Z podobnym nastawieniem szedłem do kina, zobaczyć nowego Star Treka. Miałem też wiedzę, że film ma być mocno „nietrekowy”, to znaczy fanom dawnych produkcji z Kirkiem i Picardem w roli głównych bohaterów może toto nie przypaść do gustu, w dodatku niezbyt dobrze trzyma się tzw. „kanonu”. Niektórzy z pilnych studentów języka klingońskiego mogą czuć się niepocieszeni faktem, że ktoś rozwala im historię trekowego uniwersum. Ale – co mnie w sumie tak jara ten cały „kanon”? Who cares? Jak film ma być dobry, to ok, kupuję ten stół.
I właściwie prawda. Po znanej choćby z poprzednich dziesięciu pełnometrażówek (kinowy serial;>) fabule przejechano się dosyć ostro – w zasadzie cztery pierwsze części filmu, których akcja ma miejsce PO części obecnej, nie mogłyby mieć miejsca, bo brakowałoby im jednej dość istotnej planety, nie wspominając o osobach;) Na osłodę pokazano nam to w konwencji rzeczywistości alternatywnej.
Niezgodności” jest trochę więcej. Nie przypominam sobie na przykład, żeby w startrekowych statkach (tych ziemskich) była kiedykolwiek rdza, czy brudne szyby. Zawsze było czyściutko, niekiedy nawet wtedy, gdy statek rozlatywał się na kawałeczki;) Ale, jak powiedziałem, jest ok, jeśli w zamian dostanę coś ciekawego.
Niestety, film jest spieprzony. I to jako film, nie jako „Trek”, którego zresztą mamy tutaj dosyć dużo. Zaskakująco dużo, jak na zapowiedzi zgwałcenia tego, co dotychczas było „Trekiem”: bohaterowie powtarzają znane fanom, specyficzne powiedzonka, powielają zachowania, co daje ciekawy efekt, biorąc pod uwagę, że pokazana jest ich młodość, nigdy jeszcze nie brana na warsztat. Mamy dużo nawiązań do innych filmów i seriali (a było seriali już pięć, nie licząc animowanego). Mamy znaną z „Gniewu Khana” historię testu Kobayashi Maru. Do tego w filmie zagrał Leonard Nimoy, dawny odtwórca roli Spocka i aktywny trekowy twórca (np. reżyserował kilka kinowych części).
Tego akurat, paradoksalnie, czepiać się nie można.
Ale prawie wszystkiego poza tym – owszem. Na przykład fabuła. Co z tego że poprowadzona rozsądnie, jeśli jest prymitywna?
Albo postaci. Poza paroma momentami, pokazane w sposób wręcz żałosny. Ich reakcje i podejmowane d0ecyzje – często nieracjonalne i nieprawdopodobne psychologicznie.
Emocjonalny Spock? Ok, ale może by jego postać jakoś zbudować? Spock bywał jednym z lepiej oddanych charakterów, to była osobowość – momentami śmieszna, momentami imponująca, niekiedy tajemnicza i nieodgadniona – ale zawsze taka, której zachowanie wciąż intrygowało.
I nie o to chodzi, że takiego Spocka chciałbym widzieć dalej. Po prostu, co najmniej od czasu Zagłoby wiadomo, że bohater winien być z krwi i kości, tymczasem tutaj dokonano barbarzyńskiego wręcz spłycenia, a podstawowy problem, walka w Spocku wewnętrznego wolkana z wewnętrznym człowiekiem, pokazany jakoś tak... pod przymusem chyba, bo akurat główny wątek fabuły tego wymagał. To samo „rozdarcie” Spocka pomiędzy obcego i człowieka było obecne w Trekach i wcześniej, ale tam jakoś to wyglądało, czegoś dotyczyło, jakiegoś ludzkiego problemu.
No właśnie. W fantasy, takim jak ST, wszystkie te „obce” rasy, to tak naprawdę zazwyczaj ludzie, tylko przebrani, mający wyolbrzymioną jedną z typowo ludzkich cech. Tacy klingoni na przykład są agresywni, a żywiołem ich jest walka. Ferengi to handlowcy ale i – bywa – złodzieje. I tak dalej. Wolkanie zaś kochają logikę. Choć raczej należałoby mówić: „mądrość”; wątpię żeby interesowały ich, a tym bardziej widzów, np. prawa De Morgana.
Takie ustawienie sprawy to otwarta droga do zbudowania ciekawych postaci, co w „Trekach” zdarzało się już przecież niejeden raz. Nie wiem dlaczego takie ułatwienie nie przyniosło pożytku dla Spocka, którego postać w najnowszym filmie jest mdła i płaska. Wzięto sprawdzone wzorce (załoga Enterprise to był zestaw postaci przyciągających przed ekrany pokolenia), gotowce wręcz, i je zepsuto.
Kirk jest trochę lepszy. Widać, że nad nim popracowano najwięcej. Można by się przyczepić, że ten „fajny chłopak z Iowa” (a propos, kto pamięta, w którym filmie padły słowa: „- Don't tell me, you're from outer space? - No, I'm from Iowa. I only work in outer space.”?*) jakiś taki dziwny momentami, niezrównoważony emocjonalnie, ale nie wdawajmy się w szczegóły.
Podobnie kapitan Pike. W tego faceta można uwierzyć.
Inni członkowie załogi Enterprise niestety są gorsi. Każdy jest jakby na siłę „przedstawiony” widzom, tak jakby nie mogli się oni domyślić, albo jakby koniecznie potrzebowali nazwiska. Być może chodziło o to, by starsi fani mieli radochę, że rozpoznali swoich ulubieńców, zanim ci powiedzieli, kim są; a młodsi widzowie, żeby wiedzieli kto jest kim, jeśli przypadkiem po obejrzeniu filmu zapragną przypadkiem sięgnąć do starszych produkcji (co jest akurat mało prawdopodobne). W dodatku jakoś za szybko się uczą. Taki np. Sulu: zaczyna od poziomu początkującego kursanta na kategorię „B”, który zapomina o zaciągniętym hamulcu ręcznym, a za chwilę już wykonuje wszystkie swoje czynności z wirtuozerią prawdziwego mistrza steru.
Ratunkiem są tylko wspomniane wcześniej powiedzonka. Np. McCoy z tym swoim „Are you out of your Vulcan mind?!” wypowiadanym w kierunku Spocka. Co akurat – no właśnie – jest mało prawdopodobne, bo McCoy to młody leszcz, jeszcze w zasadzie kadet, a Spock – już dowódca statku.
No, ale najważniejsze miało być ponoć odświeżenie wizji i holiłódzkie widowisko. Fakt, mamy je. Ale czy naprawdę o to chodziło? Zewsząd atakują nas głośne dźwięki, kosmiczne bitwy, szybkie przejażdżki albo upadki z wielkich wysokości. Ok, to są rzeczy fajne, ale czy tylko one mają prawo tworzyć widowisko? Łańcuch trzęsących się, przesuwających jedno po drugim ujęć to nie jest wszystko, co można umieszczać w filmie!
Spytam wprost: dlaczego nie możemy obejrzeć sobie Enterprise? To po to zainwestowano grubą forsę w efekty specjalne (rzeczywiście, te są na poziomie), to po to ryzykowano radykalne odnowienie wyglądu USS Enterprise, żebyśmy nie mogli go zobaczyć?! Nie przypominam sobie bodaj jednego dłuższego ujęcia, w którym można byłoby podziwiać efekt tej twórczej pracy. A byłoby warto, sądząc po przebłyskach tego, co mimochodem pokazano.
A to był przecież główny powód, jeśli nie jedyny, dzięki któremu kiedyś się zainteresowałem Star Trekiem, dla którego zacząłem pożyczać płyty dvd. Wygląd tego wielgaśnego statku ze spodkiem.
Wzamian dostaliśmy dużo ujęć statku kapitana Nero (ktoś kojarzy, do czego to nawiązanie? Verne się w grobie uśmiecha), który jest za to przeokropny.
Widowisko bez ładnych widoków wydaje mi się jakieś takie... kalekie. Niewidowiskowe.
A co mi się podobało?
Najlepsze wrażenie wywarł na mnie sposób, w jaki statki Federacji „wchodzą w warp”. Tak fajnie nie wyglądało to jeszcze w żadnym filmie, a byłem przekonany, że nic lepszego niż pokazano w serialu „Enterprise”, już się nie da wymyślić.
Poza tym, spróbowano równomiernie „obłożyć robotą” cały zespół. Przykładowo Uhura, która mimo że sympatyczna, do tej pory praktycznie zawsze była marginalizowana. Ot, siedziała sobie taka czarnoskóra pani za pulpitem, komunikowała się, raportowała coś, albo obsługiwała jakieś urządzenie. Tym razem zyskała „czas antenowy” i dostała niezły charakterek!
Efekty, jak już powiedziałem, trzymają poziom.
Zaletą jest też to, że – lepiej lub gorzej – ale próbuje się stale odświeżać tę kosmiczną modę na sukces. Zawsze może wyjść z tego coś ciekawego;) Szkoda, że nie wyszło najlepiej. Widać jakiś potencjał, że się starano i że są nowe pomysły do rozwinięcia. Może, jeśli ci sami ludzie zrobią następną część, błędy zostaną naprawione?
W dziesięciostopniowej skali od 0 do 9 film ma u mnie ocenę 4. Da się obejrzeć. Dla fanów Treka pozycja w zasadzie obowiązkowa, mimo wad, a dla innych? No właśnie nie wiem, czy nowych widzów będzie w stanie ten film przyciągnąć...
PS – tylko dla tych, którym nie zaszkodzi ujawnienie szczegółów filmu!
Z tą Nokią to jednak przesada! Ja wiem, product placement, ale... Kurde, no! ;-)
Oto dowiadujemy się, że typowo trekowy wynalazek, komunikatory, to potomek sieci telefonii komórkowej:D
Albo kwestia ratowania tego, co zostało z gatunku wolkan: zostało nas niewiele, więc musimy zrobić wszystko, żeby gatunek i jego bogata kultura przetrwały. Od czego zaczniemy? No pewnie! Zrezygnujmy z tradycyjnego wolkańskiego pozdrowienia!
Genialne! ;]
* - Wiem, jesteś z kosmosu.
- Nie, jestem z Iowa. Tylko pracuję w kosmosie.
Kristoff104
O mnie Kristoff104

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (8)

Inne tematy w dziale Kultura