W Nocy Muzeów najbardziej podobała mi się wizyta w IPN, mimo iż konkurencja była „mocna”. Wiem co mówię. Wprawdzie nie sposób w ciągu jednej nocy odwiedzić wszystkich oferowanych atrakcji (zwłaszcza zdając się na darmowy transport z MPK), można realnie liczyć na cztery do pięciu miejsc. W tej liczbie zmieścił się jednak m. in. SE-MA-FOR.
IPN na codzień nie jest instytucją otwartą w taki sposób, jak tym razem. Oczywiście, ma swoje zadania związane z udostępnianiem dokumentów i można przyjść, ale nie zawsze zastanie się tyle atrakcji.
Do mniejszych należała ekspozycja esbeckich zdjęć z festiwalu (festiwali) w Jarocinie (IPN wydał zresztą na ten temat książkę – album). Druga, skromna ekspozycja prezentowała wybrane materiały z archiwów, to znaczy m. in. dokumenty Gestapo dotyczące więzienia policyjnego na Radogoszczu, meldunki i donosy związane z milicją i urzędem bezpieczeństwa, dokumenty sprawy Pyjasa, czy opozycyjne pisma i gadżety z logo „Solidarności”. Część tych eksponatów stanowiły dary na rzecz IPN.
Napisałem „skromna ekspozycja”, mimo iż do jej pełnego przejrzenia potrzeba dobrej godziny, ponieważ, jak się później okazało, tych kilkanaście gablot zawierało może ułamek procenta dokumentów, jakie posiada Instytut na ten temat. A samych akt posiada – jeśli dobrze zapamiętałem – około 4 kilometrów (tak się mierzy rozmiar archiwum – w metrach).
No właśnie, największą atrakcją była możliwość wejścia do archiwum.
Nie odbyło się to zresztą ot tak, po prostu. Dostęp do akt jest ściśle ograniczony (zapewne chodzi tu o dwie rzeczy: bezpieczeństwo akt i warunki ich przechowywania, tzn. ściśle dobraną temperaturę powietrza i wilgotność), także wejść można było tylko w niewielkich, skrupulatnie policzonych grupach, pod kontrolą pracowników. Tworzyło to pewne kolejki, na szczęście odwiedzających nie było tu aż tylu, co w innych instytucjach tej nocy.
Można było dowiedzieć się sporo na temat posiadanych przez łódzki oddział akt, sposobów klasyfikacji, poznać różnicę między „sprawą obiektową” a „sprawą osobową” w esbeckich papierach, kilka dokumentów można było zobaczyć z bliska i dotknąć; można było przejść się pomiędzy regałami. Oprócz tego pokazano sposoby renowacji i zabezpieczania akt – dla kogoś zainteresowanego kopalnia informacji. Pani archiwistka – konserwatorka została zasypana gradem pytań.
Atrakcji starczyło na długi czas.
No i przede wszystkim: uśmiech i uprzejmość pracowników. To było najcieplejsze przyjęcie ze wszystkich odwiedzonych przez nas tej nocy miejsc. Tak więc, jeśli ktoś twierdzi, że w IPN pracują potwory – chyba raczej się myli;-)
Inne tematy w dziale Kultura