Jakież to oburzenie wywołało kilka słów papieża na temat prezerwatyw! Wiem, pisali o tym wszyscy, ale dlaczego ja miałbym nie dodać swoich 3 groszy?
Na początek, przed pisaniem przyjąłem w miarę rozsądne założenie, że czytać ten tekst mogą nie tylko katolicy, i że nie tylko tacy mieszkają w Afryce, wobec czego nie padną tutaj takie słowa jak „ewangelizowanie”, „misjonarstwo”, „nawracanie”, chociaż być może powinny.
Benedykt XVI raczył był wypowiedzieć coś, co dla odrobinę myślącego człowieka, może wydawać się oczywiste: że prezerwatywy to NIE JEST rozwiązanie problemu „HIV w Afryce”. Być może nadadzą się na środek pomocniczy, tego nie wiem.
Otóż, bez wątpienia, użyta właściwie (podkreślam: właściwie) prezerwatywa zmniejsza ryzyko ciąży albo zakażenia wirusem HIV. Ale umówmy się, jeśli wsiada facet do samochodu – rakiety, by pobić rekord prędkości, to zapina pasy. Które oczywiście mogą złagodzić skutki ewentualnego (chyba nawet dość mocno prawdopodobnego w takich okolicznościach) wypadku, czyli zmniejszają ryzyko możliwych konsekwencji, ale... nie likwidują samego ryzyka które podjęte jest tak czy siak; najwyżej je zmniejszają. A kierowca może zginąć, niezależnie od tego czy te pasy zapiął, czy nie, zmienia się tylko szansa na taki efekt.
Wiem, że to ekstremalny przykład, właściwie stosowana guma zapewnia znacznie większy komfort psychiczny, ale przecież nie na darmo pisze się w stosownych ulotkach, dołączanych do kondomów, że ochrona nie jest stuprocentowa (czytaliście to, prawda...?).
Nasuwa się kilka pytań:
- w Afryce prezerwatywy się rozdaje, w Europie nie (choć lewica by chciała...). Na którym z kontynentów HIV ma się lepiej?
- czy w parze z rozdawnictwem gumek idzie skuteczne przekazywanie wiedzy o właściwym sposobie używania?
- czy rozdawanie prezerwatyw nie jest czasem zachęcaniem do podejmowania działań ryzykownych?
- czy jeden stosunek w parze, nawet bez użycia zabezpieczenia, jest bardziej ryzykowny, patrząc z punktu widzenia możliwości rozprzestrzeniania się wirusa, niż „zabezpieczona” seria każdy-z-każdym, 40 rozbójników na 40 rózbójniczek? Czy wierność w związku lepiej działa, cz gorzej, niż machanie tyłkiem albo siusiakiem na prawo i lewo?
No i pytanie ostatnie: co wobec tego ma promować Kościół, jak nie to, co miał do zaoferowania zawsze: zasady moralne?
Ograniczenie ryzykownych działań, a dopiero później, w razie potrzeby, zabezpieczanie tych, które w ograniczonej liczbie, wystąpią – to mi się wydaje znacznie rozsądniejsze.
Ok, można polemizować, ale chyba w kontekście tego co powyżej, wykazywanie szkodliwości wypowiedzi papieża, a nawet przyrównanie go niemal do zbrodniarzy (co niektórzy próbują sugerować), to gruba przesada.
Inne tematy w dziale Polityka