Jak w końcu jest? Wolno zmieniać prawo wyborcze z mocą wsteczną czy nie wolno? Świeżo pisałem o sprawie listy krajowej '89 dowodząc, że abstrahując od strony moralnej i od sposobu rozwiązania problemu - było to poniekąd usunięcie oczywistego błędu w uchwalonej wcześniej ordynacji, która nie zapewniała zgodnej z konstytucją liczebności Sejmu.
Obiecałem też wtedy, że przytoczę nieco podobny, dużo późniejszy przykład. Pod koniec 2001 zwycięski SLD przeprowadził w Sejmie działającą wstecz zmianę ordynacji i ustawy o partiach. Nie wywołało to żadnego hałasu w mediach, opozycja nie protestowała, nikt się nie zająknął o Trybunale Konstytucyjnym. Może dlatego, że mało kto zmianę zauważył: była częścią dużego pakietu, nowelizującego kilkadziesiąt ustaw i mającego ograniczyć wydatki budżetu.
Pół roku wcześniej, jeszcze za AWS, Sejm uchwalił rewolucyjną zmianę w finansowaniu partii. Wprowadził doroczne subwencje z budżetu, zależne od wyniku wyborczego. Postanowił przyznać je tym, którzy osiągną w wyborach sejmowych co najmniej 3% głosów. Kwota przysługująca za każdy głos malała degresywnie w miarę wzrostu liczby głosów. Posłowie, jak to bywa, palnęli w tabelce byka. Zapisali, że pierwszy przedział - po 10 zł za głos wyborcy - to "od 3 do 5% głosów". Tak im się skojarzyło - skoro subwencja przysługuje od 3%, to i przedział od 3%. Senat nie zauważył, prezydent podpisał.
Bzdura jest oczywista: równie dobrze, skoro do Sejmu wchodzą ci z wynikiem od 5% wzwyż, można by w podziale mandatów uwzględniać tylko głosy powyżej bariery 5%. Ale oznaczałoby to zupełnie nowe wyniki, w których partia 8-procentowa byłaby trzykrotnie silniejsza od 6-procentowej. Inaczej: niewątpliwie intencją Sejmu nie było, by subwencja dla partii z wynikiem wyborczym 3.3% była trzykrotnie wyższa od tej dla partii, która zdobyła 3.1%. Ale... tak stanowiło prawo.
Wybory się odbyły. Pech chciał, że Unia Wolności zdobyła... dokładnie 3.1% - 404 tys. głosów. Do Sejmu nie weszła. Na subwencję się załapała, ale zgodnie z ustawą do jej obliczenia posłużyłaby tylko nadwyżka ponad 3%, czyli... 13 tys. głosów. Dałoby to 130 tys. zł rocznie, a po obniżce stawki - 104 tys. zł.
Łatając dziurę budżetową, SLD przejściowo (na 2 lata) obniżył nieco kwoty za głos w każdym przedziale. Ale przy okazji poprawił zakres pierwszego przedziału z "3-5%" na "0-5%". Oznaczało to jednakowy zysk dla wszystkich, już po obniżce stawek, o 3 128 000 zł. Dla wielkich - bez większego znaczenia. Dla Unii W. - subwencję w wysokości 3,23 mln zamiast 104 tys. zł. Czyli 31-krotnie wyższą. Może dzięki temu unici w 2004 roku jakoś poradzili sobie w eurowyborach i do dziś wegetują na scenie politycznej.
Dziś także: Liga na raty
Inne tematy w dziale Polityka