Sejm zaczął posiedzenie aktem komediowym. Debata nad ustawą medialną jest przezabawna, choć trochę szkoda, że chodzi że sprawy naprawdę poważne. Poziom patosu, jakby chodziło co najmniej o narodowe symbole, poziom hipokryzji - o dwa oczka wyższy niż zazwyczaj.
Pani poseł Śledzińska-Katarasińska gawędziła niemal godzinę ustanawiając nowy, publicystyczno-plotkarski wzorzec sprawozdania komisji. Pani poseł Kruk zupełnie zapomniała, że jest partyjnie i osobiście odpowiedzialna za to, co dziś dzieje się w publicznych mediach.
Ale pan poseł Wenderlich przebił wszystkich. Zdając się zapowiadać powrót najlepszych czasów prezesa Kwiatkowskiego opowiadał, że teraz będzie dobrze, bo o ważnych sprawach rozmawiać będzie "nie pionek z pionkiem, lecz hetman z hetmanem". Czy tylko ja usłyszałem w wyobraźni: "Ketman"? ;)
Publiczne media przechodzą gehennę. Nie polityczną, bo w tej mierze najgorzej było za Kwiatkowskiego. Ale z organizacyjnego punktu widzenia nigdy nie było tak źle, jak dziś. To efekt ustawy (niekonstytucyjnej zresztą) przyjętej w 2005 - miesiąc po objęciu władzy przez PiS, i decyzji personalnych będących efektem tejże ustawy. Można więc zapytać, czy może być gorzej?
Ano, może. Wystarczy, że nie będzie lepiej, bo wtedy będzie z każdym dniem gorzej. Tragedią mediów publicznych jest nieporównywalnie wyższa od średniej krajowej niepewność jutra ludzi, którzy tymi mediami kierują. Jeśli nowa ustawa coś tu zmienia - to raczej w złym kierunku.
Inne tematy w dziale Polityka