Trybunał Konstytucyjny orzekł. Moralne zwycięstwo jest w 90% po stronie prezydenta (jeśli chce, może jechać) i w 10% po stronie premiera (to jednak był spór kompetencyjny). Poza tym nic się nie zmienia. Wiemy tyle, ile wiedzieliśmy. Przede wszystkim wiemy to, że jeśli dostojnicy zechcą, to nie naruszając konstytucji ani orzeczenia TK będą nadal raczyć nas spektaklami z okazji każdego szczytu UE.
Prezydent dotąd jeździł na szczyty UE nie oglądając się na zgodę premiera. Od dziś jest jasne, że zgodnie z konstytucją. Zapewne więc kancelaria premiera nie będzie już próbowała pozbawić prezydenta środka transportu. To jedyny praktyczny efekt wyroku TK.
Trybunał podkreślił, że prezydent ma prezentować stanowisko rządu. Z dokładnością do rzadkich wyskoków swoich ministrów, nie kwestionował tego sam prezydent. Trybunał przypomniał, że oba pałace mają współpracować. Ależ od dawna współpracują, aż się kurzy.
Trybunał nie zmienia konstytucji. To ona pozostaje źródłem problemów, które nie znikną. Wciąż można się kłócić o krzesła, o to, kto siedzi, kto stoi, kto czeka na korytarzu, kto biegnie z sali w kuluary i odwrotnie. A przede wszystkim - o to, jak elastycznie tworzyć i modyfikować stanowisko w sytuacjach choćby takich, jak niedawny wybór szefa NATO.
Wyrok TK obnażył propagandowość wniosku rządu. Choć bowiem zapadł, nic się nie zmienia. Skąd wniosek, że w następnej kadencji warto zabrać się za zmianę konstytucji.
Inne tematy w dziale Polityka