Konstytucja stanowi w art. 140: Prezydent Rzeczypospolitej może zwracać się z orędziem do Sejmu, do Senatu lub do Zgromadzenia Narodowego. Orędzia nie czyni się przedmiotem debaty.
Porządek 42. posiedzenia Sejmu uzupełniony został wczoraj o dwa punkty, które - to niedopatrzenie - nie otrzymały numerów, ale de facto stanowią punkty 32 i 33 porządku obrad:
(32.) Orędzie Prezydenta RP
(33.) Informacja ministra finansów o sytuacji Polski na tle światowego kryzysu gospodarczego
Lech Kaczyński miał prawo wystąpić, z dnia na dzień, o dodanie punktu 32. Rząd miał prawo wystąpić, z dnia na dzień, o dodanie punktu 33. Donald Tusk miał prawo zabrać głos w ramach punktu 33 jako "wprowadzający" wystąpienie Jacka Vincenta Rostowskiego.
Po mowie Tuska, a przed Rostowskim, wicemarszałek Krzysztof Putra zażądał przerwania obrad i wezwał marszałka do przestrzegania Konstytucji. Dowodził, że złamano art. 140.
Naruszenia Konstytucji jednak nie ma. Nakazuje ona tylko, by w ramach punktu "Orędzie nie było dyskusji, czyli ani wystąpień w imieniu klubów i kół, ani indywidualnych posłów, ani pytań do wnioskodawcy (czyli prezydenta).
Konstytucja nie zakazuje, bo zakazać nie może, komentowania orędzia. Punkt 33 to oczywiste obejście zakazu art. 140 - za jakąś może godzinę, gdy Rostowski skończy, punkt ten pozwoli klubom na 10-miniutowe, a kołom na 5-minutowe komentarze. I do Tuska czy Rostowskiego, i do Kaczyńskiego. Ale to w pełni legalne obejście, choć poniekąd równie dobrze premier i minister mogli odpowiedzieć na konferencji prasowej, a wszystkie kluby już dawno skomentowały orędzie w kuluarach - do kamer i mikrofonów.
Efekt medialny to rzecz inna. Tusk mówił krótko i nieźle. Rostowski ględzi jak potłuczony i widać, że nie "udziela informacji", lecz polemizuje z prezydentem.
Inne tematy w dziale Polityka