Grzegorz Napieralski miał pecha. Jego historyczna oferta pod adresem PO żyła zaledwie kilka godzin. Nie dotrwała nawet do niedzieli, kiedy to mogłaby zostać szeroko skomentowana w śniadaniach radiowych i telewizyjnych.
Był piątek, wczesne popołudnie, gdy szef SLD ogłosił, że chętnie połączyłby siły z PO w paru sprawach, w których przecież jest zgoda - tu wymienił służbę zdrowia. O tym, że pomógł utrzymać weto prezydenta do ustaw zdrowotnych uznanych przez PO za najważniejsze - zapomniał.
Ale wszak nie to pogrążyło jego ofertę, bo nasi poliitycy potrafią mieć krótką pamięć. Zgubił go pośpiech. Mijały dopiero 24 godziny od ogłoszenia przez KRRT listy nowych rad nadzorczych regionalnych rozgłośni publicznego radia. Nowy, wyłoniony w "konkursie" szef ogólnopolskiego PR, pan Hasiński, znany był raptem od 12 godzin.
PiS dotrzymało obietnic w zamian za pomoc w przejęciu TVP, PiS może odejść, teraz pohandluję z Platformą - pomyślał Napieralski. A wysłano go na drzewo.
Inne tematy w dziale Polityka
