Prezydent RP zaprosił szefa MSZ, by omówić sytuację na Białorusi i dowiedzieć się, co rząd robi w sprawie represji wobec Związku Polaków. Po spotkaniu Władysław Stasiak zapowiedział, że Lech Kaczyński napisze do Aleksandra Łukaszenki list z prośbą o "osobiste zaangażowanie w unormowanie sytuacji polskiej mniejszości na Białorusi". Brzmi skromnie, ale to jest mniej więcej to, co na obecnym etapie należało zrobić.
Rząd poinformował, że w piątek Sikorski przekazał notę z listą dziesięciu kwestii, na których Białorusi zależy (np. kasa z MFW) i jasną tezą, iż poparcie w tych sprawach zależy od tego, jak traktowana będzie ZPB. Na razie wracają sankcje wizowe dla tych, którzy uczestniczyli w represjach, a premier dzwonił dziś do Andżeliki Borys, co jest dość wymowną manifestacją.
Prezes PiS nie czekał na informacje. Zganił premiera za milczenie - tu ma trochę racji, bo list Radka Sikorskiego warto było poprzeć jakąś publiczną deklaracją Donalda Tuska. Ale Jarosław Kaczyński zażądał także sankcji wobec Białorusi - najdalej idących ze wszystkich możliwych. Rozumiem, że mowa o zerwaniu stosunków dyplomatycznych i handlowych, zamknięciu granicy i wezwaniu całej UE, by uczyniła to samo...
Prezes PiS nie po raz pierwszy mówi, zanim pomyśli. Cieszę się, że machnąłem ręką na "haki na Sikorskiego", bo Łukasz Warzecha właśnie pokazał, jak to z owymi "hakami" było. Niemniej i tamte słowa padły niepotrzebnie. Jeśli znane Kaczyńskiemu przewiny Sikorskiego były poważne - dlaczego nie zawiadomiono prokuratury? Jeśli były z innej kategorii - dlaczego są objęte tajemnicą? Takich sugestii nie rzuca się nawet, gdy dziennikarz sprowokował.
Inne tematy w dziale Polityka
