W sondaże, jak wiecie, nie wierzę. Nie wierzę też, że są politycznie sterowane lub korygowane. Są po prostu mało profesjonalne, za co winę ponoszą głównie zamawiający, skłonni płacić nie więcej niż grosze.
W oparciu o intuicję i niektóre dane z sondaży śmiem twierdzić, że dziś rozkład poparcia dwóch głównych kandydatów jest bliski remisu i zawiera się gdzieś w przedziale od 45:35 do 35:45. Ale z polecanych przez wielu z was "sond" na różnych stronach internetowych śmieję się nie dlatego, że ich rezultaty są odjechane. Śmieszy mnie, że w ogóle uchodzą za sondy w wyborach prezydenckich.
W internetowej sondzie udział biorą numery IP i pliki cookies, lub dokładniej rzecz biorąc - aktywność tych, którzy potrafią ominąć te dwa główne zabezpieczenia i chce im się to zrobić. Ponadto wiedza o samym istnieniu sondy jest ograniczona do w miarę stałych gości danej strony, co zazwyczaj przesądza też o dominujących sympatiach "głosujących".
Ordynacja prezydencka nie przewiduje prawa do głosowania dla numerów IP ani plików cookies. Stanowi, że głosować mogą obywatele. Wiedza o tym, że w niedzielę są wybory, jest cokolwiek powszechniejsza niż wiedza o poszczególnych "sondach". Używanie wyników sond jako agumentu jest pozbawione sensu. Z równym skutkiem mógłbym testować mercedesa, by w konkluzji orzec, że syrenka to świetny wóz.
Inne tematy w dziale Polityka