Czeka PKW, czekamy my. Chyba głównie na warszawski Wilanów, w którym widocznie któraś z komisji, a może nawet niejedna, albo nie jest w stanie policzyć głosów, albo nie umie wypełnić protokołu, albo przewodniczący zaginął. Wiele się jednak już zmienić nie może.
Bronisław Komorowski nie stracił szans na zwycięstwo w II turze, ale po pierwszej powodów do zadowolenia raczej nie ma. Niespodziewanie trafiła mu się jednak nagroda pocieszenia: jego wynik w I turze, zapewne bliski 7 mln głosów, będzie rekordowy wśród kandydatów, którzy I turę wygrali nie przekraczając 50% głosów. Lepszy miał tylko Aleksander Kwaśniewski w 2000 - ale jego ówczesne 9.5 mln głosów przy frekwencji 61% i braku realnego konkurenta dało mu od razu drugą kadencję prezydencką.
W 1990 Lech Wałęsa zdobył 6.6 mln głosów przy frekwencji 60%, w 1995 Kwaśniewski - 6.3 mln przy aż 64% głosujących, w 2005 Donald Tusk - skromne 5.4 mln, a frekwencja zatrzymała się wtedy tuż przed 50%. Wynik Komorowskiego w tym roku, mimo niezbyt wysokiej frekwencji (55%), to głównie efekt tego, iż liczyła się tylko pierwsza dwójka. Spodziewany wynik Jarosława Kaczyńskiego - 6.3 mln głosów - wszak też będzie w ścisłej czołówce.
Szanse na pobicie rekordu II tury są natomiast nikłe. W 1990 Lech Wałęsa przy dość słabej frekwencji (53%) zdobył 10.6 mln głosów. W tym roku frekwencja w II turze będzie zapewne podobna, a trudno sądzić, by którykolwiek z kandydatów był w stanie zgarnąć 70% głosów.
Inne tematy w dziale Polityka