Czy wiecie, co to takiego Spoposcifi? To rodzaj literatury, który właśnie powstał dzięki temu postowi. Oznacza "Sportowo-polityczną science-fiction", choć ma coś wspólnego z fantasy. Już bowiem na początku zmuszony jestem poprosić was, abyście zebrali wszystkie siły i choć to niewiarygodnie trudne - spróbowali wyobrazić sobie, że przed rokiem Polakom udało się na finiszu eliminacji piłkarskich Mistrzostw Świata zająć drugie miejsce w grupie, za Słowenią. W ten sposób pojechalibyśmy do RPA zamiast Słowenii.
Przyjmijmy, że losowanie przebiegło analogicznie, że trafiliśmy do grupy C, oraz że - tak, to jeszcze trudniejsze - wyszliśmy z tej grupy, na drugim miejscu, zamiast Anglii. Udało się? OK. Proponuję teraz dłuższą chwilę oddechu, gdyż za chwilę zażądam czegoś niemal zupełnie niemożliwego.
***
Łaskawi państwo już odpoczęli? Proszę zatem wziąć jeszcze dwa głębokie wdechy i dwa równie głębokie wydechy (proszę pamiętać o proporcjach!) - a teraz wyobrazić sobie, że 27 czerwca, w meczu 1/8 finału, udaje nam się pokonać zwycięzcę grupy D, którym być może Ghana, Niemcy lub Serbia. Zaiste wszystko jedno.
W ten sposób awansowalibyśmy do ćwierćfinału, by 3 lipca w Kapsztadzie zagrać ze zwycięzcą meczu Argentyna-Meksyk. Sądzę, że po tym, czego dokonaliście czytając ten post i łykając kolejne wizje polskich zwycięstw - nie będzie wielkim wysiłkiem (zwłaszcza, że to już wysiłek ostatni) wyobrażenie sobie, że Polacy i ten mecz wygrywają. Są w półfinale!
Pozostańmy jednak w Kapsztadzie. Jest sobotni wieczór. Nazajutrz rano w Polsce otwierają podwoje komisje wyborcze. Obaj kandydaci bawią naturalnie w Kapsztadzie, dokąd polecieli osobno: Bronisław Komorowski - dzierżawionym LOTowskim Embraerem, z międzylądowaniami w Trypolisie, Lagos i Luandzie (15 godzin); Jarosław Kaczyński - rozkładowym B737 LOTu do Londynu, a stamtąd B747 British Airways non-stop (razem 14 godzin).
Po meczu obaj panowie ruszają do centrum konferencyjnego. Komorowski dociera wcześniej, bo ambasada interweniowała w FIFA. Gdy jednak po zastosowaniu kilku tricków na miejsce przybywa Kaczyński, okazuje się, że żaden z panów nie może sforsować ochroniarzy w wejściu do sali, w której właśnie zaczyna się konferencja prasowa polskiej drużyny. Oficjele z obojętnymi minami tłumaczą obu politykom, że do wejścia na salę upoważnia wyłącznie ważna akredytacja prasowa.
Czy zechcecie rozwinąć moje opowiadanie i zaproponować argumenty, jakich użyć mogliby obaj kandydaci, by przekonać ochroniarzy i pokazać się Polakom w telewizji tuż przed II turą?
PS. Poprzednio: znacznie krótsza, realistyczno-sceptyczna refleksja sportowej natury po odpadnięciu Słowenii.
Inne tematy w dziale Polityka