Wróciłem z córą ze "Shreka". Rozczarowany. Ładunek dydaktyki i patosu ponad wszelką miarę, humoru zaś przez 80 minut tyle, co w poprzednich odsłonach przez kwadrans. Z zaskoczeniem konstatuję też, że polityczna kinowa poprawność à la Polonaise dotarła do wytwórni Dreamworks i Paramount: marszałek Sejmu przedstawiony jest w filmie tak, by nie urazić wyborców Platformy. Niezbyt może mądry, ale jaki dobry...
Swoje trzy grosze dorzuciło Multikino. Ktokolwiek uznałby, że to grzech nabijać się z marszałka Sejmu, zobaczył przed filmem teasera - zaproszenie na kreskówkę o najwyraźniej podłym typie, który postanowił ukraść Księżyć. I wszystko jasne.
Inne tematy w dziale Kultura