Z PR-em jak z lobbyingiem: to dziś w Polsce niemal synonim zła. A przecież obie te instytucje czemuś służą. Polityka w pewnym sensie jest sama w sobie PR-em, bo polegać ma na przekonywaniu do swoich racji. Oglądam sejmową debatę o wecie prezydenta wobec ustawy o emeryturach kapitałowych. Zarzuty prezydenta - liczne i mieszane: od wręcz oczywistych (wysoka opłata manipulacyjna dla prywatnego funduszu, choć
95% kosztów obsługi obciążać ma ZUS) - po czysto populistyczne "
emeryt nie może ponosić całego ryzyka - a kto, skoro fundusz to pieniądze emeryta?). Propagandowo, w czasie transmisji,
prezydent już wygrał, bo PO poddała się bez walki. Przedstawiciel Kancelarii Prezydenta w więcej niż dobrej mowie wyliczył i uzasadnił zarzuty. Zwięźle, dobitnie, nieco demagogicznie. Potem poseł-sprawozdawca komisji sejmowej uzasadniał, czemu komisja jest za odrzuceniem weta. Jego zadaniem nie jest polityczna propaganda, ale biedak mówił tak monotonnie, tak urzędniczym językiem, że nie wiadomo nawet, jakie zarzuty prezydenta odpierał - nie mówiąc o tym,
JAK je odpierał. Mówca w imieniu PO dał popis PR-u bez treści.
Udał, że merytorycznych zarzutów wobec ustawy nie ma. Weto sprowadził do jednego z przejawów prezydenckiej złośliwości i chęci psucia państwa, a konieczność odrzucenia uzasadnił wyłącznie tym, że czas jakoby nagli. Po czym w niezłych, bliźniaczych wystąpieniach posłanki PiS i SLD pogłębiły wrażenie, że ustawa jest dokumentnie spaprana. Co zaiste tylko w połowie jest prawdą. Może PO przyjęła wszakże
kocią strategię: nie wysilać się bez sensu. Nie ma szans na odwrócenie historii - Sejm to weto podtrzyma. Tragedii nie będzie. PS. O tym, że mając najwięcej najmłodszych emerytów Polska nie może dać im tyle, ile sąsiedzi - wspomniał dopiero PSL-owiec. Świat się kończy.
Inne tematy w dziale Polityka