Spierając się o finansowanie partii politycznych warto wiedzieć, jak działa obecny system. Jednym z jego elementów są tzw. dotacje podmiotowe.
Ich konstrukcja jest absurdalna, choć pozornie wszystko gra. Partie mogą otrzymać zwrot kosztów kampanii wyborczej - pod warunkiem, że była ona skuteczna.
Dotację dostaje jednorazowo, po wyborach, każda partia - dokładniej: komitet wyborczy, który wprowadził choć jednego człowieka do parlamentu (wszystko jedno, do Sejmu czy Senatu). Kolejnym warunkiem jest przedstawienie przez komitet prawidłowego sprawozdania finansowego. Prawidłowość stwierdza Państwowa Komisja Wyborcza, a od jej decyzji można się odwołać do Sądu Najwyższego.
Teraz rachunki. Zsumuj udokumentowane wydatki wszystkich komitetów, które mają choć jednego parlamentarzystę. Z tego tortu wykrój dla każdego uprawnionego do dotacji komitetu kęs proporcjonalny do jego liczby parlamentarzystów. Sprawdź, czy kęs nie przekracza wydatków kampanijnych tego komitetu, i wypłać niższą z porównywanych kwot. Aha, wydatki komitetu na kampanię nie mogą przekroczyć ok. 30 mln zł (1 zł na każdego uprawnionego do głosowania).
Dotyczy to też koalicji: kwotę dzieli się pomiędzy udziałowców zgodnie z proporcjami, które określać musi złożona w PKW przed wyborami umowa koalicyjna. Brak takiego zapisu w umowie pozbawia wszystkich udziałowców i dotacji, i subwencji.
Pozornie wszystko gra. Ale czy ten mechanizm zachęca do oszczędności? Czy nie jest paranoją uzależnienie dotacji od wydatków rywali?
w cyklu o finansowaniu partii pisałem ostatnio: ile kasy dla partii - dzieje wyrywania kasy z budżetu krótki kurs dziejów dotacji i subwencji z perspektywy prawa jak rozbawić salon - o ostatnich pomysłach na oszczędzanie jak zawstydzić salon - o projekcie sld i stanie obecnym partie, kasa, pit - o finansowaniu partii odpisem z pita
Inne tematy w dziale Polityka