List gończy za Zakajewem Rosjanie sporządzili w październiku 2002. Czeczen spędził wtedy 34 dni w duńskim areszcie, zanim doczekał się odrzucenia zarzutów. Wsiadł w samolot, doleciał na Heathrow i natychmiast został znowu zatrzymany. Wypuszczono go wprawdzie nazajutrz za kaucją, za to postępowanie w sprawie ekstradycji, a potem azylu, trwało w sumie 11 miesięcy.
Załóżmy nawet (choć przychodzi to z trudem), że polski prokuratur musiał go zatrzymać, bo formalnie nie wie, czy od 2002 nie pojawiły się nowe zarzuty, nowe dowody. Myślałby kto, że te dziewięć dzisiejszych godzin poświęci na szukanie odpowiedzi na to podstawowe pytanie.
Gdzie tam! Rzeczniczka prokuratury przed chwilą oświadczyła jasno, że meritum, wiarygodność zarzutów - nie były dziś badane w ogóle. Badano tylko formalną stronę zarzutów, a stwierdziwszy, że są "poważne", prokuratura uznała, że potrzebny jest wniosek o areszt.
I na to trzeba było całego dnia? Zakajew był do tego potrzebny?
Inne tematy w dziale Polityka