Pisząc niedawno o drożejącym prezydencie przeszedłem do porządku dziennego nad kwotami wydawanymi na odznaczenia państwowe: 5 mln zł w tym roku, 10 mln w planie na przyszły. Ale wciąż gryzła mnie myśl, że to kwoty horrendalne. Każdy odznaczony wysysa z budżetu ładnych parę stów...
Co tyle kosztuje? Same medale? Niemożliwe, wszak w hurcie to parę złotych za sztukę. Zatem ozdobna teczka skórzana z dyplomem i ceremoniał (czy odznaczonym zwraca się koszt dojazdu na uroczystość?). Nie, toż nie może być tak, że podatnicy w kryzysie zrzucają się na pozłacane teczki!
Odznaczenie to przede wszystkim honor. Proponuję zatem rewolucję, którą połączyć można z planowaną wkrótce kolejną wymianą dowodów osobistych: odznaczenia należy kodować w nowych dowodach. I wystarczy. Kto zaś bardzo chce się gdzieś pokazać z materialnym przejawem swej chwały w klapie, niechże skorzysta z centralnej wypożyczalni, w której zgromadzić należy po sto sztuk każdego pomniejszego medalu i po trzydzieści - najwyższych odznaczeń. Nie muszę dodawać, że wypożyczalnia byłaby odpłatna.
PS. Po długim oczekiwaniu dostałem odpowiedź kancelarii prezydenta na maila z pytaniem o wyjaśnienie ogólnego wzrostu jej wydatków. O tym - wkrótce :)
Inne tematy w dziale Polityka