Marwti mnie protest SDP przeciwko słowom premiera o zarobkach dziennikarzy. Martwi podwójnie, bo SDP koncentruje się na obronie czegoś, co nie jest tu ani istotne, ani oczywiste. SDP prawie pomija natomiast inny, naprawdę niebezpieczny aspekt słów Tuska.
W programie T.Lisa premier zdawał się sugerować dziennikarzom: bądźcie grzeczni, bo wam zabierzemy 50% (kosztów uzyskania). SDP wytacza ciężkie działa w obronie tego przywileju. Od lat twierdzę, że w obecnej formie jest on nieuzasadniony. Dziennikarzom na etatach po prostu się nie należy. Dla wolnych strzelców bywa za skromny. To samo rzec można o naukowcach, artystach itd. Prosta likwidacja byłaby błędem - niektórym należałaby się rekompensata. Dyskusja byłaby trudna i długa, zysk budżetu znikomy, a śmiem twierdzić, że państwo ma dziś większe problemy. Co nie znaczy, że tej ulgi tknąć nie wolno.
Bzdurne tezy o jakoby wielokrotnie przekraczających średnią krajową zarobkach dziennikarzy odebrałem inaczej - jako przejaw polityki "dziel i rządź". Złe emocje jednych grup społecznych premier kieruje przeciwko innej grupie. Robi to, co sam zarzucał rządom PiSu. Przy okazji osłabia i tak nikły już autorytet mediów. W paru słowach: jest mi to wstrętne.
Inne tematy w dziale Kultura