Bronisław Komorowski i Paweł Poncyljusz dołączyli dziś do grona wielkich Polaków. Wielkich - to znaczy tych, którzy bezgranicznie wierzą w swą wielkość i do niej dostosowują rzeczywistość i swoje działania. Ten pierwszy zaproponował wpisanie członkowstwa w UE do polskiej konstytucji, co prawnie wydaje mi się zbędne, a politycznie jakoś kojarzy - mimo pewnej niestosowności tego porównania - z zapisem o sojuszu z ZSRR i kierowniczej roli PZPR w konstytucji PRL-owskiej.
Poncyljusz natomiast - sympatyczny, owszem, medialny (ostatnio aż nadto), ale formalnie zwykły poseł Prawa i Sprawiedliwości - nie pełni bowiem dziś w partii ani w klubie żadnej funkcji - zaproponował swemu prezesowi... rozmowy okrągłego stołu.
Poncyljusz jest najwyraźniej zdania, że rozmowy takie są niezbędne nie z jego, lecz z Jarosława Kaczyńskiego punktu widzenia: są ostatnią szansu ratunku dla PiS i prezesa. Dlatego Poncyljusz stawia warunki: gestem, który wykonać muszą władze partii, aby rozmowy były możliwe, jest przywrócenie wykluczonych tydzień temu Joanny Kluzik-Rostkowskiej i Elżbiety Jakubiak.
Zaprawdę nie jestem stronnikiem prezesa w obecnym kryzysie w PiS. Ba, nie kryłem, że wśród odchodzących lub wyrzucanych z PiSu są cieszący się moim szacunkiem i osobistą sympatią (Marek Jurek, Ludwik Dorn, Joanna Kluzik-Rostkowska). Co wszakże myślę o ich szansach na stworzenie realnej konkurencji dla PiSu - to napisałem w południe, w chwili ogłaszania "Apelu Wejherowskiego". Jak zaś propozycja Poncyljusza dla prezesa może na te szanse wpłynąć - to już pozostawiam ocenom czytelników. Powiem tylko, że za bufonadą nie przepadam.
PS. Przed chwilą klub PiSu potwierdził, że z członkowstwa w nim zrezygnował poseł Jan Ołdakowski. Prywatnie prawie go nie znam. Za dokonania, choćby za Muzeum Powstania Warszawskiego - szanuję. Mam nadzieję, że nowy dysydent nie zrobi czegoś, co by mój szacunek podważyło. Taaak, mam nadzieję...
Inne tematy w dziale Polityka