Byłem w kinie. Tfu, na filmie. Wspominałem już o tym, ale bez szczegółów. Był to Harry Potter, odsłona przedostatnia, a dość osobliwe okoliczności nastroiły mnie raczej markotnie. Film się do tego przyczynił, ale o tym innym razem.
Kiedyś chadzałem z dziećmi na każdy kolejny film z tej serii, często na premiery dla "zwykłej" publiczności, organizowane minutę po północy z czwartku na piątek. Nazajutrz Myszactwo z moim błogosławieństwem nie szło do szkoły, bo okazja była wszak wyjątkowa. Tak, byliśmy fanami Pottera. Pierwsze dwa bodajże tomy czytałem im na głos, co przypłacałem solidną chrypą.
Te czasy minęły. W czwartek po południu z niejakim zaskoczeniem usłyszałem, że córa wybiera się na nocną premierę z koleżankami. Nie, nie poinformowała mnie o tym ot tak - przyszła i zażądała, bym przywiózł je potem do domu, bo przecież nie będą się szlajać po Ursynowie o trzeciej nad ranem. Oznajmiłem, że pomysł z kinem jest lekko absurdalny zważywszy, że Mysza ma w piątek trzy klasówki - i uznałem sprawę za zakończoną.
Przedwcześnie. Nie przewidziałem wizyty Babci, a córa ma na Babcię sposób. Opowiada, jak ciężko "prowadzić dom", w którym mieszka nieco bałaganiący ojciec oraz brat - prawdziwy mistrz bałaganu. Fakt: gdy Młody zrobi sobie jedną kanapkę, w kuchni zostawia trzy zaświnione deski do krojenia, pięć brudnych noży, trzy zużyte talerze, w tym jeden stłuczony, 145 kawałków opakowań po serze i szynce oraz okruchy na każdym centymetrze kwadratowym sporego kuchniosalonu. Tak ma i już. Rzadko po sobie sprząta, zwykle robię to ja lub córa. Ale w jej świadomości tkwi, że wszystko musi robić sama.
Historyjka zadziałała jak zawsze, a Babcia przyszła truć mi nad głową, żebym córę do kina puścił i przywiózł w nocy wraz z kumpelami, które będą tu nocowały. Uległem, ale uznałem, że skoro tak - sam też obejrzę film. Znów błąd: słysząc to Młody oznajmił, że też idzie. Córa zarezerwowała kolejne bilety, ale oczywiście nie było już miejsc tam, gdzie miała siedzieć z kumpelami.
I tak zdarzyło się, że po raz pierwszy od dawna byłem w kinie z obojgiem dzieci - ale niezupełnie. Ja z synem w jednej sali, córa - gdzieś obok. Warto było? Niekoniecznie. Jak to się skończyło? Syn bohatersko wstał rano i powlókł się do szkoły. Córy dobudzić nie zdołałem. Ani na pierwszą lekcję, ani na drugą, ani na żadną. Babcia już dzwoniła z pytaniem, jak się nam film podobał.
Inne tematy w dziale Kultura