Nie śpiewam w chórach. Także w tym głoszącym, że polityka zagraniczna rządu PO to ściema, a wobec Rosji - poddaństwo. Stosunki buduje się długo, drobnymi kroczkami. Wizyta Miedwiediewa w Warszawie nie była bez znaczenia, Komorowskiego w Waszyngtonie także. Ale między klapą a sukcesem jest ocean odcieni szarości. Namacalnego postępu nie widzę ani tu, ani tu.
Gdy główne "Wiadomości" rozpoczęły się słowami "dłużej niż planowano", miałem jasność: nic się nie zdarzyło. Zgodność z rozkładem oznacza zwykle chłód. Gdy na tym szczeblu rozmowa kończy się przed czasem, dojść musiało do skandalu, ostrego starcia. Niewielkie przedłużenie rozmowy to typowy trick stron, które zgodnie chcą dać sygnał dobrych relacji, ale nie mają niczego nowego do powiedzenia. Media nabierają się na to ochoczo, bo coś powiedzieć muszą.
Usłyszałem też jednak w TVP i TVN, że Obama "obiecał rozwiązać sprawę wiz w tej kadencji". Przyjąłem sceptycznie, ale bym się nie wgłębiał, gdyby nie myway, który video z konferencji powiesił mi przed oczami. Obejrzałem. Przeczytałem komunkat Białego Domu. W tym drugim, pełnym ogólników na każdyu z poruszonych wątków, o wizach ani słowa. A na konferencji Obama potwierdza (27. minuta relacji), że Komorowski "bardzo energicznie podniósł sprawę" (raised this issue very robustly) wiz - i przypomina, że sprawa nie zależy od niego. To drugie zdanie pomijają TVP, TVN i główne portale w skądinąd obszernych relacjach.
Dalej Obama mówi już nie o wizach, lecz negocjacjach z Kongresem o zmianie ustawy, która dziś wiąże ręce administracji. To ten problem Obama "chce rozwiązać" do końca kadencji. Realne? Wątpię - został rok. Wątpię też, by po owej zmianie prawa konkretne decyzje wizowe mogły być podjęte natychmiast. Nie ma się więc co podniecać, choć nie kryję, że i mnie irytują amerykańskie wizy. Mniej przez sam fakt istnienia, bardziej z powodu upokarzającej procedury ubiegania się o nie. Nigdy się jej nie poddałem i ufam, że wytrwam w postanowieniu, by tego nie czynić.
Na koniec o "dalekim polowaniu". Słowa te padły z ust prezydenta RP (18. minuta) jako synonim misji wojskowych takich, jak afgańska. Obama kiwa głową. Nie wydaje się zaskoczony, bo sam Komorowski mówi, że te słowa padły już jego ust podczas rozmowy bez kamer. Pod koniec myśliwskiej przypowieści zdobywa się na słaby uśmiech. W s24 każda niemal wypowiedź Komorowskiego uchodzi za gafę. Od tej filozofii też jestem bardzo daleki. Ale te słowa mogą mieć w Iraku, w Afganistanie, a zwłaszcza w Iranie - jeden skutek: "Polacy chcą nas nas zapolować. My możemy zapolować na nich". I niekoniecznie będzie to "daleko od domu". Naszego domu.
Inne tematy w dziale Polityka