Krzysztof T Krzysztof T
114
BLOG

Maleszka a Heidegger

Krzysztof T Krzysztof T Polityka Obserwuj notkę 2

Kiedy w 1953 roku Czesław Miłosz opublikował „Zniewolony umysł”, studium zawiłej mechaniki niepokojących relacji i stosunków pomiędzy intelektualistami a polityką, trudno było oceniać ją tylko jako zimnowojenny pamflet. Charakter opisywanego w niej zjawiska, przemiana związków ze światem jednostkowych egzystencji, wrzuconych w dramatyczny wir polityki, odwołuje się do powszechnego doświadczenia opętania „ludzi kultury” przez polityczne podniety ingerowania w aktywną przemianę świata. Historia zna wiele takich przypadków – od Platona począwszy, przez Heideggera czy Jungera, na Sartrze skończywszy. Jednakże zdecydowana większość intelektualistów owładnięta ideą uczestniczenia w organizowaniu zbiorowego życia na służbie zbrodniczych reżimów – czy to nazistowskiego czy komunistycznych – dokonała aktu formalnej bądź nieformalnej ekspiacji, pokajania, publicznego lub tylko przed swymi najbliższymi, czego dowiedzieć się możemy z udostępnionych pośmiertnych materiałów czy korespondencji. Osobliwymi, choć nie odosobnionymi, wydają się przypadki tych, którzy odżegnali się od ciężaru moralnej odpowiedzialności za swe czyny. Za takie postaci uważam zarówno Martina Heideggera, jak i Lesława Maleszkę.

Obaj cieszyli się wielkim autorytetem. Pierwszy, jako najzdolniejszy uczeń Husserla, namaszczony przez twórcę fenomenologii na swego następcę, wywołał wielką filozoficzną sensację, ukazując zupełnie inny sposób myślenia, „powrotu do bycia”. Niezastąpionymi będą chyba słowa Hannah Arendt z eseju Osiemdziesięcioletni Heidegger, by uzmysłowić, jakie wrażenie wywierała działalność Heideggera:

                        

Istniało właściwie tylko nazwisko, lecz nazwisko to krążyło po całych Niemczech jak wieść o ukrywającym się królu. [...] Wieść o Heideggerze przedstawiała się całkiem prosto: myślenie zostało wskrzeszone; skarby dawnej kultury uchodzące za martwe, przemówiły; okazało się, że mówią one coś całkiem nowego, nie powtarzają owych banałów, które dotąd im przypisywano. Jest nauczyciel; być może on nauczy myślenia.

 

Heidegger intrygował i fascynował młodych studentów, jak Lowith, Gadamer czy Arendt właśnie, a także starszych, cieszących się estymą i renomą intelektualistów, jak Karl Jaspers.

Mimo iż trudno przypisać Maleszcę równie poważną rolę i doniosłość umysłową, to nie można mu odmówić szacunku, jakim się cieszył wśród opozycjonistów w okresie PRL. Ludzie, którzy go znali, zapytani w wtedy o tę postać, zazwyczaj odpowiadają podobnie – nieprzeciętny umysł, błyskotliwy obserwator, erudyta. W czasach Polski Ludowej i na początku lat 90tych, w pewnych środowiskach, funkcjonował także jako „niekwestionowany autorytet moralny”, co dzisiaj oczywiście, z perspektywy wiedzy, którą posiadamy, a także dzięki filmowi „Trzech kumpli”, przedstawiającemu niezwykle sugestywny obraz tejże postaci, wydawać się musi paradoksalne. Tu życiorysy Maleszki i Heideggera przedstawiają wspólne rysy. Podobnie symetrycznie rozwijają się losy wykorzystania ich potencjału i możliwości na służbie totalitarnych reżimów. Najbardziej jednak oburzające są fałszywe, ale jeszcze do niedawna powszechnie przyjmowane, narracje dotyczące okresu ich „słabości”.

 

Heidegger starał się tłumaczyć, że stanowisko rektora we Fryburgu przyjął z nieskrywaną niechęcią, iż próbował stawić opór destrukcyjnemu wpływowi nazistowskiego reżimu na sytuację na uczelni, roztaczał parasol ochronny nad żydowskimi studentami, a jego fatalne zauroczenie narodowym socjalizmem miało charakter przelotny i krótkotrwały. Na podstawie dokumentacji odkrywanej przez ostatnie dwadzieścia lat, możemy stwierdzić, że ta relacja nie była zgodna z prawdą. A ta jest wyjątkowo bolesna – Heidegger wystąpił z poparciem dla Hitlera już w roku 1931, zaś po otrzymaniu stanowiska rektora w 1933, aktywnie propagował i wdrażał reformy uniwersyteckiego nauczania w nazistowskim duchu odnowy narodu, pozbawiając posady swego mentora, Edmunda Husserla (mistrz Heideggera ledwo przeżył ten cios, o czym świadczą słowa Arendt: podpis ten o mało nie zabił Husserla, więc nie mogę nie uważać Heideggera za potencjalnego zabójcę), odmawiając prowadzenia studentów o żydowskim pochodzeniu, denuncjując do Gestapo innych profesorów choćby za ich pacyfistyczną postawę w trakcie I Wojny Światowej czy wspierając jedynie kandydatury naukowców wyrosłych z niemieckiej „gleby”, tłumacząc to „zażydzeniem”(słowo „verjudung”, którym posługiwał się autor „Bycia i Czasu”, posiada tak wulgarnie rasistowski oddźwięk, że nie lada trudnością jest je znaleźć w jakimkolwiek słowniku)  germańskiej kultury. Heidegger autentycznie wierzył w Hitlera. Na co zwrócił uwagę Richard Rorty w jednym z telewizyjnych wywiadów, najbardziej zatrważającym jest nie to, że wspomniany myśliciel dał się uwieść prostej ideologii narodowych socjalistów, ale to, iż nigdy w sposób zdecydowany się od niej odciął, nie pokajał się publicznie za swój totalitarny epizod. Jego przyjaciel i kochanka – Karl Jaspers i Hanah Arendt – nie byli w stanie uporać się z postępowaniem Heideggera, sprawa ta pochłaniała ich rozmyślania przez resztę życia. Kiedy jednak autor Bycia i Czasu stanąć miał przed komisją denazyfikacyjną, zwrócił się do Jaspersa, by ten przed nią zeznawał, licząc na ich długą znajomość. Twórca filozofii egzystencji poświadczył, że jego przyjaciel w latach 20stych nie był antysemitą, natomiast jego sytuacja przypominała dziecko bawiące się kołem historii, które w trakcie zabawy zostało przez nie zmiażdżone. Po latach wiemy, jak diametralnie postępowanie Heideggera  różniło się od wersji, która przez lata funkcjonowała.

 

Lesław Maleszka również wydaje się być postacią zachłyśniętą możliwością dogłębnego oddziaływania na rzeczywistość. Świadom swej intelektualnej wyższości, w czym utwierdzało go jego środowisko, nawiązał współpracę z SB. Jeszcze do niedawna w zbiorowej świadomości był człowiekiem faktycznie donoszącym, krzywdzącym innych ludzi, ale także skrzywdzonym przez zły, totalitarny system, wplątanym w jego zbrodniczą logikę, zastraszonym studentem, bez wyjścia, jak starał się to sam przedstawiać w pewnym momencie filmu Trzech kumpli. Fakty znowuż przedstawiały się zupełnie inaczej, aniżeliby to sobie ich bohater życzył. Ketman tworzył opracowania dotyczące strategii służącej zniszczeniu krakowskiej opozycji, pisał portrety psychologiczne ludzi, którzy uważali go za swego przyjaciela, wraz z precyzyjnymi wskazówkami co do tego, w jaki sposób przeprowadzić kampanię dyskredytującą każdego z nich. W obłędnym upojeniu własnymi możliwościami kreowania otaczającej go rzeczywistości, posuwał się do tego, iż wysyłał skargi na esbeków, którzy go prowadzili, gdyż nie stosowali się do jego zaleceń co do niszczenia opozycji.

 

Najbardziej w tym wszystkim odrażający jest jednak niebotyczny wymiar zła i zakłamania; dość przypomnieć sobie antylustracyjne teksty Maleszki i pozycję „niekwestionowanego autorytetu moralnego”, której co poniektórzy zaciekle bronili w obliczu niepodważalnych dowodów (vide Krzysztof Kozłowski). Ten niewypowiedziany wymiar zła, z którym, zdaje się, nie jest w stanie uporać się ani sam Maleszka, ani jego najbliżsi przyjaciele z lat PRLu najlepiej obrazuje replika tegoż na pytanie autorek filmu Trzech kumpli, czemu donosił na swych kolegów. Brzmi ona – doskonałe pytanie. Przywodzi na myśl uwagę, jaką Heidegger skierował w korespondencji do Ernsta Jungera, że mógłby przeprosić za swoje związki z narodowym socjalizmem tylko wtedy, gdyby Hitler mógł wrócić i przeprosić jego.

Krzysztof T
O mnie Krzysztof T

Rocznik 91, nietzscheański dandys.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka