Przeczytałem w Polityce (nr 32 z 8 sierpnia 2009) tekst Jacka Dehnela zatytułowany "Kalendarz liturgiczny". Domyślam, się, że miał to być felieton (hmmm, o ile pamiętam z czasów studiowania polonistyki, żeby coś zasłużyło na nazwanie felietonem, powinno spełniać kilka warunków, których produkcja zamieszczona na 43 stronie tygodnika raczej nie spełnia). Domyślam się też, że Jacek Dehnel to młody zdolny, z którym polska literatura powinna wiązać nadzieje.
Niestety, nie znam twórczości Jacka Dehnela. Nie natrafiłem na jego debiutancki tom "Żywoty równoległe", nie natknąłem się na jego powieść "Lala", ani pozostałe dwa tomy wierszy i dwie publikacje zawierające kawałki prozą. Ale po przeczytaniu tekstu "Kalendarz liturgiczny" nie palę się do nadrabiania tych zaległości.
Laureat Paszportu Polityki postanowił się prześmiewczo zająć akcją radnego mazowieckiego Mariana Brudzyńskiego przeciwko koncertowi piosenkarki Madonny Louise Ciccone na warszawskim lotnisku Bemowo. Trzeba przyznać, że brak oryginalności w przytaczanych przez Jacka Dehnela argumentach jest męczący. Nie trzeba być dobrze zapowiadającym się literatem, żeby odkryć, iż 15 sierpnia mieści się między 13 a 18 i że każdego dnia w kościelnym kalendarzu liturgicznym przypada jakieś święto lub wspomnienie. Także odniesienie do terminowych kłopotów krakowskiego Marszu Równości jest mało odkrywcze.
Jednak jest coś oryginalnego w tekście Jacka Dehnela. Mniej więcej w połowie swego dzieła wyrobnik pióra przechodzi do uogólnień. Uogólnień zaczynających się od słów "Kościół doskonale pamięta, jak stawiał kaplice w pogańskich gajach...". I potem do końca w tym stylu szereg niezbyt pogłębionych refleksji o rzekomym zawłaszczaniu przez Kościół katolicki czasu i przestrzeni.
Gdzie tu oryginalność? Przecież podobnych w treści wynurzeń, napisanych lepszym stylem, można na przestrzeni minionego stulecia znaleźć w produkcji drukowanej i cyfrowej mnóstwo.
Otóż oryginalność Jacka Dehnela polega na uznaniu rozróby radnego Brudzyńskiego za działalność Kościoła. Równie dobrze za działalność Kościoła można uznać wystąpienia ks. Isakowicza-Zaleskiego przeciwko rajdowi ukraińskich małolatów ku czci Stepana Bandery (a to jakoś nikomu dotychczas nie przyszło do głowy - ciekawe dlaczego?). A postawienie upamiętniającego wielkiej wagi historyczną chwilę krzyża na warszawskim placu za (cytuję błyskotliwy styl młodego literata) "promowanie jednej religii za miejskie pieniądze".
Niestety, pierwsze zetknięcie z twórczością literata Jacka Dehnela zniechęciło mnie do sięgnięcia po inne jego produkcje. Obawiam się, że znajdę w nich równie płytkie i mało oryginalne chwyty. A przede wszystkim kompletnie pozbawione podstaw uogólnienia.
Gdybym nie przeczytał uzupełniającej tekst ramki, przypuszczałbym, że Jacek Dehnel jest początkującym politykiem, a nie literatem. To, co opatrzone jego nazwiskiem wydrukowała Polityka, jest równie finezyjne i przemyślane, jak codzienne wypowiedzi reprezentantów rozmaitych partii w telewizyjnych programach typu "24 godziny" lub "Minęła dwudziesta".
ZOBACZ: Naprawdę się ruszyła?
Inne tematy w dziale Polityka