To, co polskie media wyprawiają od kilku dni wokół sobotniego koncertu na Bemowie, przechodzi moim zdaniem wszelkie granice zdrowego rozsądku. Ale rozumiem, że media liczą, że dzięki temu cosik zarobią, więc nie czynią tego bezinteresownie. I przynajmniej nie wszystkie czynią to za publiczne pieniądze.
Ale wygląda na to, że amok ogarnął nie tylko media. Ze zdumieniem słuchałem w jedej z telewizji, że szefostwo Państwowego Muzeum Auschwitz-Birkenau przez kilka godzin trwało w pełnej gotowości, bo dostało wiadomość, że najprawdopodobniej odwiedzi ich "ważny gość" - czyli... amerykańska piosenkarka. Dlaczego państwowa instytucja, utrzymywana z podatków, ze szczególnymi honorami zamierzała przyjmować szołmenkę? Czy ta piosenkarka składa w Polsce oficjalną wizytę państwową, czy co?
Po południu okazało się, że także inna państwowa instytucja zaangażowała się niebywale w organizowanie przyjazdu gwiazdy estrady. Jak złośliwie zauważył jeden z telewizyjnych reporterów, głowy państwa przylatujące na Okęcie nie mogą liczyć na takie zabezpieczenia, jakie przygotowano z okazji przylotu piosenkarki. Rozumiem, że z podatków trzeba zapłacić policji za troskę o bezpieczeństwo ludzi, którzy wybierają się na koncert. Ale dlaczego państwowa policja, opłacana z podatków wszystkich, organizuje więcej niż królewskie przyjęcie piosenkarce?
Kilka miesięcy temu słyszałem na własne uszy poważne sarkania, że policja państwowa wysyłała po kilku funkcjonariuszy, aby kierowali ruchem w czasie procesji Bożego Ciała. Czy ktoś oprócz mnie zapyta, dlaczego państwowe służby porządkowe z - jak było widać w telewizorze - sporym nakładem środków i sił, zajmują się organizowaniem wygodnego przejazdu przez stolicę jakiejś piosenkarce? Może ktoś się nie zorientował, że nazywanie jej "królową" to tylko przenośnia?
ZOBACZ: Szczególny pamiętnik
ZOBACZ: Ta kratka ma dwie strony
ZOBACZ: Nie od razu czerwona
Inne tematy w dziale Polityka