Urodził się 23.xii.1892 r. w Lipinkach k. Świecia, w diecezji pelplińskiej, w rodzinie rzeźnika Leonarda i Anny z domu Laskowskiej. Ochrzczony został, będąc jednocześnie przyjętym do Kościoła, trzy dni później, 26.xii.1892 r., w kościele parafialnym pw. św. Wawrzyńca (dziś także sanktuarium maryjne Matki Kościoła) w Płochocinie. Był najstarszym spośród siedmioroga rodzeństwa. Gdy miał 2 lata rodzicie przeprowadzili się 20 km na północ, do Lubichowa. Tam spędził dzieciństwo i uczył się w szkole podstawowej. Pierwszą szkołą średnią było Collegium Marianum w Pelplinie (ok. 10 km od Lubichowa), szkoła przykatedralna, „w latach niewoli narodowej [będąca], według powszechnie panującej opinii, najbardziej zasłużoną dla krzewienia polskości szkołą średnią na Pomorzu Gdańskim”, do którego uczęszczał w latach 1905-1910. Potem uczył się w gimnazjum im. Mikołaja Kopernika w Chełmnie n. Wisłą, gdzie w 1913 r. złożył egzamin maturalny. Zaraz potem do wstąpił do seminarium duchownego w Pelplinie. Studia filozoficzno-teologiczne i przygotowania do posługi kapłańskiej musiał przerywać ze względu na obowiązkową służbę wojskową w armii niemieckiej - wszak był to czas I wojny światowej a Pelplin znajdował się w obrębie zaboru pruskiego/niemieckiego – był sanitariuszem w szpitalach w Stargardzie, Kwidzynie i Olsztynie. Ale w końcu, u zarania odnowionej Rzeczypospolitej, w 1918 r., seminarium ukończył i przyjął święcenia kapłańskie z rąk ks. bpa Augustyna Rosentretera (1844, Obrowo k. Tucholi – 1926, Pelplin). Po pierwszej Mszy św. prymicyjnej w lubichowskim kościele rozpoczął posługę kapłańską od Nowego Miasta Lubawskiego (parafia św. Tomasza, wraz z sanktuarium Matki Boże j Łąkowskiej – lata 1918-20). Do jego obowiązków należała opieka nad młodzieżą, dla której i wraz z którą założył m.in. Towarzystwo Młodzieży Katolickiej. Powstał też zespół piłkarski TMK, który później stał się zaczynem klubu sportowego Drwęca. Jako wikariusz pracował ponadto m.in. w parafii pw. Najświętszego Serca Jezusowego w Gdańsku-Wrzeszczu (lata 1920-7), w kościele św. Brygidy w Gdańsku (lata 1927-8 - w ciągu roku przy jego udziale powstało ok. 30 stowarzyszeń kościelnych!) i parafii św. Józefa, tamże (lata 1928-30). W międzyczasie był dwukrotnie katechetą - zastępczo - w Gimnazjum Polskim Macierzy Szkolnej w Gdańsku (lata 1927 i 1930). Dał się poznać jako człowiek czynu, pełen inicjatywy, obdarzony niezwykłymi zdolnościami organizacyjnymi… W 1930 r. został powołany, przez bpa Edwarda O'Rourke (1876, Basin - 1943, Rzym), rektorem - z tytułem proboszcza tytularnego - mającego powstać na skraju ówczesnego Gdańska, polskiego kościoła pw. Chrystusa Króla. Dzięki jego zaangażowaniu i wysiłkom, oraz wsparciu polskiego społeczeństwa Wolnego Miasta Gdańska, praca nad budową kościoła posuwała się w niezwykłym tempie. Do pracy przychodzili ochotniczo kolejarze, pocztowcy, urzędnicy, harcerze, młodzież gimnazjalna, każdy ze swoim narzędziem pracy. Prace murarskie prowadzono dniem i nocą, oświetlając teren budowy karbidówkami. Franciszek wyjeżdżał kilkukrotnie do różnych miast w Polsce z prośbą o wsparcie finansowe… I już w 1932 r. kościół poświęcił bp. O’Rourke… Nie oznaczało to wszelako, że powstała jednocześnie polska parafia – gdańscy Niemcy byli jej zdecydowanie przeciwni – ale pierwszy krok w tym kierunku został poczyniony. W 1936 r. nastąpiło poświęcenie dzwonów, które wydzwaniały pierwsze takty „Bogurodzicy”. Franciszek planował zbudowanie większego kościoła i przygotował w tym celu duży kamień węgielny. Kamień został wszelako skradziony przez Niemców i posłużył jako kamień węgielny do budowy schroniska młodzieżowego im. Pawła Beneke (niem. Paul Beneke Jugendherberge) na Biskupiej Górce, jednej z najbardziej prestiżowych inwestycji gdańskich z okresu Wolnego Miasta, firmowanej przez hitlerowców… Był założycielem wielu stowarzyszeń o charakterze religijnym czy społeczno–politycznym, takich jak: Katolickie Stowarzyszenie Mężczyzn, Katolickie Stowarzyszenie Kobiet pw. św. Zyty, Katolickie Stowarzyszenie Młodzieży (wszystkie w jakimś stopniu były zalążkiem późniejszej Akcji Katolickiej). Organizował orkiestrę i chóry kościelne o nazwie „Lutnia” bądź „Cecylia”. Aktywnie uczestniczył w pracach Towarzystwa Ludowego „Jedność” (założonego w 1884 r., którego celem było prowadzenie akcji oświatowej i patriotycznej wśród zamieszkujących Gdańsk Polaków), Towarzystwa Polek, Polskiej Macierzy Szkolnej (stowarzyszenie to utrzymywało na terenie Wolnego Miasta Gdańsk wiele ochronek podtrzymujących polskość wśród dzieci oraz prowadziło polskie gimnazjum - był członkiem jego zarządu i wiceprezesem, kilka ochronek osobiście poświęcał), Ligi Katolickiej, którą zresztą w 1924 r., wraz z grupą polskich księży, powołał i która w swoich szeregach skupiała polską inteligencję wybrzeża (stała się zaczynem Akcji Katolickiej, powstałej w Gdańsku w 1930 r.), a także Gdańskiego Towarzystwa Przyjaciół Nauki i Sztuki. Był orędownikiem sprawy polskiej na terenach znajdujących się pod wpływami niemieckimi. Organizował polskie wystawy, działał w Zarządzie Gminy Polskiej, a od 1934 r. sprawował funkcję prezesa w Centralnym Komitecie Katolików Polaków Diecezji Gdańskiej. Ponadto był kapelanem przy biurze Polskich Kolei Państwowych i pracowników Poczty Polskiej Wolnego Miasta Gdańska. W czasie wyborów do Volkstagu, czyli parlamentu Wolnego Miasta Gdańska, agitował na rzecz polskich kandydatów… W 1936 r. był także wizytatorem nauki religii w polskich szkołach prywatnych, kolportował polskie książki i polską prasę, wygłaszał referaty i odczyty. Organizował coroczne pielgrzymki Polaków na wzgórze św. Wojciecha. Wszak pierwsza znana wzmianka o Gdańsku pochodzi z jednego z „Żywotów Świętego Wojciecha” i opisuje Mszę św., którą św. Wojciech miał odprawić w 997 r. na Wzgórzu Wojciechowym. W ulotce pisał: „Pielgrzymka ta ma się przyczynić nie tylko do wzmocnienia wiary i ducha w społeczeństwie polskim, lecz także do zamanifestowania narodowości polskiej”… Organizował też pielgrzymki do Wejherowa, Swarzewa, Częstochowy i wycieczki do Warszawy, Krakowa, Poznania, Lwowa czy Wilna… Duszpasterstwo prowadził nawet na tzw. „berlinkach”, czyli barkach flisaków polskich, pouczając ich – w szczególności w okresie kolędowym - o zasadach życia katolickiego, rozdając prasę katolicką, etc. Ta rozległa, polska działalność budziła niechęć, a niekiedy wręcz nienawiść, Niemców i rosnącego w siłę niemieckiego nazizmu. W kartotekach policji Wolnego Miasta Gdańska odnotowano 102 polskie organizacje. Szef policji, Helmut Froböss, twierdził, że celem wszystkich tych organizacji jest „szerzenie idei polskiej” i „demonstracja polskości w Gdańsku”. Franciszek, który był założycielem wielu z nich niejednokrotnie spotykał się ze strony Niemców z szykanami… Od 1934 r., jako prezes Centralnego Komitetu Katolików, prowadził starania o powołanie polskich parafii w Gdańsku. W tym celu czynił starania w Nuncjaturze Apostolskiej w Warszawie, a w 1935 r., podczas audiencji Prymasa Polski, Augusta kard. Hlonda (1881, Brzęczkowice – 1948, Warszawa) na Watykanie na ręce Piusa XI złożył specjalny memoriał w tej sprawie. Dwa lata później, w 1937 r., w Sekretariacie Stanu przedłożył, wraz z bpem O’Rourke i przy wsparciu Prymasa Hlonda, oficjalną prośbę o indult, czyli specjalne pozwolenie na powołanie personalnych parafii polskich w Wolnym Mieście Gdańsku… I w 1937 r. bp O'Rourke uzyskał u papieża pozwolenie na otwarcie czterech takich parafii. Podpisał dekrety o utworzeniu dwóch z nich. Jedną z nich miała być parafia związana z osobą Franciszka (przy kościele Chrystusa Króla), a drugą z ks. Bronisławem Komorowskim (przy kościele św. Stanisława Biskupa we Wrzeszczu). Niemcy wpadli w szał. W wyniku interwencji Senatu Wolnego Miasta Gdańska, kontrolowanego przez partię hitlerowską - „Rząd Gdański nie zamierza ścierpieć tego”, pisał do bpa O’Rourke, niemiecki prezydent Senatu Gdańska, niemiecki zbrodniarz, Artur Karol (niem. Arthur Karl) Greiser (1897, Środa Wlkp. – 1946, Poznań) – wspartej wściekłą kampanią prasową, bp O'Rourke niestety uległ i po kilku dniach zawiesił swoją decyzję… W 1938 r. O’Rourke zrezygnował z urzędu. Rok później zrezygnował także z obywatelstwa Wolnego Miasta Gdańska, przyjął obywatelstwo polskie i opuścił Wybrzeże… Franciszek i ks. Komorowski próbowali uzyskać wsparcie w sprawie polskich parafii u nowego ordynariusza, bpa Karola Marii Antoniego Spletta (1898, Sopot – 1964, Düsseldorf). W memoriale pisali: „Wyrażamy nadzieję, że Wasza Ekscelencja, jako rodowity Gdańszczanin, tym więcej okaże bystre oko duszpasterskie i silną rękę dla naszych spraw […], a przez to jednocześnie przyczyni się do podtrzymania autorytetu ustępującego Arcypasterza i przez to samo zostanie pozycja nowego Arcypasterza wzmocniona i będzie przez nas wszystkich wdzięcznie popierana”, ale bp. Splett nie reagował… 1.ix.1939 r. Niemcy zaatakowali Rzeczpospolitą. Spadły bomby na Westerplatte. I już tego samego dnia, ok. 4:00 nad ranem ks. Franciszek, wraz ze swoim wikariuszem, ks. Alfonsem Muzalewskim (1908, Popowo Toruńskie – 1980, Łasina), został aresztowany i doprowadzony do budynku szkoły średniej dla dziewcząt, zwanego „Victoriaschule”. Niemcy urządzili w nim tymczasowe więzienie dla aresztowanych Polaków. Bito ich tam, maltretowano i poniewierano. Co najmniej jednego z nich zamordowano… A Franciszek, nie bacząc na groźby, przez całą noc słuchał spowiedzi i udzielał uwięzionym Polakom absolucji Pocieszając przygnębionych dodawał: „Jak nas tu rozstrzelają, to zobaczymy się w niebie”… Już następnego dnia, 2.ix.1939 r. – jeszcze broniła się polska placówka na Westerplatte! – Franciszek został wywieziony, w pierwszym transporcie, do obozu koncentracyjnego w Stutthofie, kolejny etap na jego drodze krzyżowej. Bity, maltretowany, zmuszany do najcięższych prac, nie załamał się. Przez trzy dni przetrzymywano go w bunkrze (w innych w tym czasie zamknięto księży Bernarda Wieckiego (1884, Starogard Gdański – 1940, Stutthof) z parafii św. Piotra i Pawła we Wocławach k. Gdańska, Bronisława Komorowskiego i Mariana Góreckiego), męczono i wszelkimi sposobami usiłowano wymusić zeznanie, że w kościele przechowywał broń, że przygotowywał obronę – w szczególności wyróżnił się strażnik SS-Untersturmführer Otto Neubauer - nie przyznał się. Jak relacjonowali współwięźniowie, wszystkie te upokorzenia, razy, znęcanie się, znosił z zadziwiającym spokojem, cierpliwością, a nawet poddaniem. „[…] musiał pewnego dnia w obozie wykonać karne ćwiczenia na oczach całego obozu. Jakiemuś esesmanowi wydawało się, że ksiądz Rogaczewski mówi po polsku. Mówienie po polsku było wtedy w obozie zakazane. Esesman z miejsca kazał księdzu Rogaczewskiemu przeprowadzić karne ćwiczenia. Musiał biegać po całym obozie, padać, czołgać się, itd. Wykonywał te ćwiczenia może przez godzinę. Czynił to z wielką pogodą […]”ks. Alfons Muzalewski. Miał w sobie zadziwiającą siłę wiary i pokory, dzięki czemu podtrzymywał na duchu innych współwięźniów, słuchał potajemnie spowiedzi św. I dodawał otuchy. W wieczór wigilijny 1939 r. m.in. z jego inspiracji polscy więźniowe śpiewali - co było zabronione - kolędy. Za karę musiał całe święta Bożego Narodzenia pracować, wyśmiewany i bity… Przewidując swój los miał rzec współwięźniowi: „Wiesz, czuję że zginę. Powiedz moim ukochanym wiernym w parafii Chrystusa Króla, że chętnie oddaję swe życie Pro Christo et Patria [za Chrystusa i Ojczyznę]…”ks. Alfons Muzalewski. Ks. Alfons Muzalewski, wikariusz Franciszka, wspominał: „W pierwszej połowie stycznia 1940 r. […] na apelu wieczornym wywołano 18 działaczy gdańskich. […] Po wywołaniu ustawiono [ich] pod kuchnią. […] Nikomu […] nie wolno było do nich się zbliżyć. Potem wywieziono ich samochodem ciężarowym. Jak później dowiadywaliśmy się […] transport przybył do Nowego Portu. […] Pytaliśmy o nich następnego dnia po tym apelu szefa kuchni […] nazwiskiem Hahn. […] Na nasze pytanie zrobił ruch ręką oznaczający, że jest z nimi źle…” Rozstrzelany został przez Niemców 11.i.1940 r., w lesie, w pobliżu obozu, w grupie 22 wybitnych przedstawicieli Polaków z Gdańska i okolic, w tym ks. Bernarda Wieckiego i ks. Władysława Szymańskiego (1901, Domatówko – 1940, Stutthof) z Sopotu. Tam też go wrzucono do zbiorowego grobu… Po latach, po drugiej ekshumacji, w 1979 r., zbiorowego grobu w Stutthof, jego prochy sprowadzono do Lubichowa i pochowano w grobowcu rodziców… Beatyfikował go Jan Paweł II, 13.vi.1999 r. w Warszawie, w grupie 108 błogosławionych męczenników II wojny światowej. Wraz z nim beatyfikowani zostali m.in. ks. Bronisław Komorowski i ks. Marian Górecki… Modląc się do błogosławionego Franciszka Rogaczewskiego, prosząc o jego wsparcie, warto pochylić się nad jego życiorysem, przez który przewijały się osoby i postawy, o których w jakże pamiętnych słowach mówił Jan Paweł II w Krakowie, na Błoniach, 9.vi.1979 r., podczas swojej pierwszej pielgrzymki do Ojczyzny; postawy i czyny afirmacji Chrystusa i Jego roli w życiu człowieka i narodu, jak i postawy i akty odrzucenia, „powiedzenia Bogu: nie”por. Jan Paweł II: „[…] cały […] historyczny proces świadomości i wyborów człowieka — jakże bardzo związany jest z żywą tradycją jego własnego narodu, w której poprzez całe pokolenia odzywają się żywym echem słowa Chrystusa, świadectwo Ewangelii, kultura chrześcijańska, obyczaj zrodzony z wiary, nadziei i miłości. złowiek wybiera świadomie, z wewnętrzną wolnością — tu tradycja nie stanowi ograniczenia: jest skarbcem, jest duchowym zasobem, jest wielkim wspólnym dobrem, które potwierdza się każdym wyborem, każdym szlachetnym czynem, każdym autentycznie po chrześcijańsku przeżytym życiem. Czy można odepchnąć to wszystko? Czy można powiedzieć »nie«? Czy można odrzucić Chrystusa i wszystko to, co On wniósł w dzieje człowieka? Oczywiście, że można. Człowiek jest wolny. Człowiek może powiedzieć Bogu: nie. Człowiek może powiedzieć Chrystusowi: nie. Ale — pytanie zasadnicze: czy wolno? I w imię czego »wolno«? Jaki argument rozumu, jaką wartość woli i serca można przedłożyć sobie samemu i bliźnim, i rodakom, i narodowi, ażeby odrzucić, ażeby powiedzieć „nie” temu, czym wszyscy żyliśmy przez tysiąc lat?! Temu, co stworzyło podstawę naszej tożsamości i zawsze ją stanowiło!?”
za:http://www.swzygmunt.knc.pl/SAINTs/HTMs/0111blFRANCISZEKROGACZEWSKImartyr01.htm
Najcześciej mówią mi Wodek. Nie jest to błąd, że nie napisałem "ł". Trudno inaczej zdrobnić imię Wodzisław:). Urodziłem się kilka dni przed zakończeniem stanu wojennego. Z lat 80' nic szczególnego nie pamiętam, a z 90' szkołę podstawową i kawałek technikum. Dojrzewanie i studia to już poprzednia dekada. Po 10 kwietnia 2010 roku zmieniło się bardzo wiele nie tylko do okoła mnie, ale także i we mnie.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Społeczeństwo