Obejrzałem ringowe starcie Lisa z Kaczyńskim. Jarosław Kaczyński wypadł średnio. Był wyluzowany, ale kilka elementów w mojej ocenie mógł rozegrać inaczej.
Oglądałem ten program głównie jednak pod kątem antycypowanego zachowania Lisa wobec Kaczyńskiego. I nie zawiodłem się. Tomasz Lis był Piotrem Gembarowskim pełną gębą, gdy ten ostatni przerywał Marianowi Krzaklewskiemu w pół zdania, przeskakiwał z wątką na wątek bez możliwości dokończenia poprzedniego, gdy przekrzykiwał swojego gościa etc.
Scenariusz dzisiejszego programu był podobnie prosty. Skakać z tematu na temat i to w sposób jak najbardziej absurdalny, bez powiązania z poprzednim, np. nagły przeskok od kibiców do kohabitacji z prezydentem. Rozmowa z definicji miała być chaotyczna i taka była. Tomasz Lis był dziś zwyczajnym najemnikiem i w tej roli wypadł słabo. Ciągle powoływał się na to, że Kaczyński ma zobowiązania wobec wyborców, bo chce być premierem itd. To prawda, jednak Tomasz Lis sam zapomniał całkowicie, że on również ma zobowiązania wobec widzów, albowiem występował w telewizji publicznej, która - póki co - nie jest jeszcze jego prywatnym folwarkiem (a może się mylę?).
Odpowiadając na tytułowe pytanie:
Nie! Tomasz Lis nie skończy jak Piotr Gembarowski, bo na pokładzie nabierającej coraz szybciej wody łajby o nazwie "III RP", spod której przebija się napis "II PRL", liczy się każda para rąk.
Jestem jednak pewny, iż w przyszłości właśnie ten program będzie analizowany na studiach dziennikarskich jako jaskrawy przykład żurnalisty zaangażowanego, który nie potrafi występować w imieniu wyborców.
Komentarze