Lucf Lucf
999
BLOG

FLACZKI? A poproszę!

Lucf Lucf Kultura Obserwuj notkę 4
  ZANALIZUJMY plakatowe flaki reklamujące ostatni film Eli Rotha, sequel - drugą część filmu „Hostel", czyli po prostu „Hostel II".Wolisz polskie flaczki?
Plakat niezwykle oryginalny - pierwszy raz ktoś zdecydował się na takie posunięcie. Abstrakcyjny przekaz z jednej strony, a z drugiej maksymalna przesada, makabra i ohyda. Żeby w pełni zrozumieć zamysł marketingowców trzeba poznać fabułę Hostelu 1. Otóż film opowiadał o pewnym sekretnym miejscu, gdzie zamożni tego świata, za grube pieniądze mogli „kupić" sobie człowieka, by spokojnie, w ciemnej piwnicy go torturować, a potem zabić w jaki tylko sposób zechcą. Do użytku zostawione mieli wszelkie użyteczne narzdzia: piły, młotki, tasaki - słowem wszystko co tylko sobie wymarzysz, drogi Czytelniku! A cała imprezka w gumowych rękawicach ochronnych, w czepku i w fartuchu żeby się nie pobrudzić. Ten oceniany jako makabryczny film wszedł do mainstreamu dzięki dobrej kampanii reklamowej, a przede wszystkim dzięki nazwisku Quantina Tarantino, który polecał tę produkcję. Tego typu filmy były robione już trzydzieści lat temu - więc w kinie to nic nowego. Np: „Giunea pig" - film bez fabuły. Coś jakby inna odmiana rzekomego dokumentu pokazującego sekcję zwłok obcego... tylko z człowiekiem zamiast ufoka. Jednak były one oglądane przez małe grupy zapaleńców na kasetach VHS, Hostel natomiast wszedł do powszechnej dystrybucji, i o dziwo zdobył sporą popularność. O dziwo, dziwo, dziwo! Jakież moje zdumienie wielkim się stało gdy dowiedziałem się, że nawet Pewien Krakowski Reżyser - Opalski, co Stworzył „Tango Piazzola", co grał (tak, był aktorem) u A. Libery w realizacji Becketta i co jeszcze mnóstwo dobra dla kultury polskiej zrobił... On też zna ten film!Ale zostawmy krakuweck.czepek
Druga część Hostelu opowiada o tym samym, tylko w roli katowanych chłopaków wystęują dziewczęta. Twórcy chcieli przyciągnąć do kina już pozyskanych poprzednio widzów, ale także kogoś nowego, kto zszokowany plakatem zapamięta go, i być może w końcu będzie chciał sam sprawdzić, co to za film. Należało stworzyć komunikat, który zrozumieją odbiorcy „jedynki", jak i ludzie, którzy o Hostelu w ogóle nie słyszeli. Komunikat tak prosty, że aż niewymagający zrozumienia go. Jeśli ktoś nie zrozumie campu i mrugania okiem, to na pewno zapamięta ten plakat. [...no spojrzyjcie na niego jeszcze raz...]
Co właściwie jest na tej reklamie? Pierwsze wrażenie: obrzydzenie. Wydaje nam się, że widzimy jakieś rozbebeszone wnętrzności, zapewne ludzkie. Kiedy jednak bliżej przyjrzeć się owym okropnością spostrzeżemy, że nie ma tam nic znanego z naszej biologii, tzn. nie znajdziemy tam np. rozprutego serca, czy jelit. Cały obraz jest tak naprawdę zdjęciem wykreowanych sztucznie, pomalowanych na odpowiedni kolor, tworzyw sztucznych, używanych do produkcji efektów specjalnych. Oczywiście ten zabieg ma służyć indeksowaniu ohydy, obrzydliwości i okropności, co też świetnie się udaje.
I to jest właśnie pierwsza możliwość odbioru: widzowie, którzy znają reżysera, jego poprzednie dzieło, wiedzą czego mogą oczekiwać po seansie - jeszcze więcej krwi i posoki! Oczywiście wszystko to może być interpretowane na poziomie żartu, mrugania okiem do oddanych fanów. Wy wiecie, że w Hostelu mordujemy ludzi dla Was, dla widzów, ale robimy to tylko na ekranie. I odbiorca plakatu, zanim jeszcze zdecyduje się kupić bilet na drugą część filmu, już dostaje to czego chce! Coś obrzydliwego, wstrętnego, brzydkiego: rozdrapane, rozjechane, rozmemłane flaki. Taki „wtajemniczony" odbiorca dobrze wie, że w poprzednim odcinku nie było takich scen, nikt aż z taką dokładnością nie pokazywał przecież efektów działań zdemoralizowanych biznesmenów [przyznajmy - każdy kto prowadzi jakiś biznes MUSI byćzdemoralizowany!]. Zwykle najmocniejsze sceny były tak zmontowane, że widz w krytycznym momencie zamykał oczy, bądź odwracał się od ekranu by zwymiotować na sąsiada, który też w bok się obracał by...itd. Perfekcyjny montaż robił swoje.Tak więc w tej perpektywie plakat nabiera symbolicznego odniesienia do makabry, rozumianej ogólnie, i w ogóle. Ów billboard odnosi się do wszystkich okropieństw z poprzedniej części, i do tych, które czekają na widza w części najnowszej. Ma je przywoływać z pamięci, ale także dawać „nadzieję", swoistą gwarancję tego samego - to co widz dostał w Hostelu, dostanie też w Hostelu II. Plakat ma być symbolem makabry, ma ją indeksować i być jej ikonem. Cokolwiek to znaczy ;)Polecam płytkę
Nawiązując jeszcze do tego „co jest na tym zdjęciu": z całego paradygmatu „okropności" wybrano, a właściwie stworzono coś czego ludzkie oczy (czy oczy przeciętnego widza kinowego) jeszcze nie widziały. No bo przecież znamy przypadki reklam, które ukazują znane nam części organizmu ludzkiego, także te wewnętrzne jak np. ludzkie serce. Pzykładem może być okładka płyty „Love is simple", zespołu Akron/Family**. Gdzie serce wybrane jest także świadomie by w kontraście z tytułem płyty indeksować pozytywne emocje (np. uczucie miłości). A tam serce też jest przedstawione z każdym drobnym, anatomicznym szczegółem. W przypadku II-ki, zdecydowanie się na swoiste zaprzeczenie paradygmatowi - czyli stworzenie „swoich niepowtarzalnych wnętrzności" jest celowe - mają one nie przypominać czegokolwiek znanego, żeby odbiorca nie wszedł w fałszywe interpretacje. Takie jak w przypadku „Love is simple", które tam miały swój, inny cel. Tu (w H II) chciano uniknąć tego typu konotacji, chciano uzyskać efekt, który już opisałem wcześniej. Efekt czegoś znajomego, a zarazem czegoś nowego, szokującego.artystyczne flaki
Mamy tutaj coś czego nie możemy rozpoznać (nie widać konkretnych organów), coś co wręcz może tworzyć abstrakcję. Nie będzie błędne takie odczytanie tego tekstu jak obrazów abstrakcjonistów, np. Jacksona Pollocka. Jego dzieła będące czystą abstrakcją mogłyby wyglądać podobnie, gdyby tylko Pollock zamiast farb używał mięsa. [Długo nad tym myślałem, co?..]
Drugim typem odbiorcy jest przypadkowy przechodzień, który zobaczywszy owe „okropieństwo" ma zapamiętać tytuł - stąd też duży napis HOSTEL II. Szok jest tu czynnikiem pożądanym dla skutecznej reklamy. Do napędzenia sprzedaży [a przyznajmy, że kiedy ktoś chce napędzić sprzedaż to jest ZŁY], a może nawet do wywołania skandalu? Kiedy okazało się, że plakat ten wchodzi do normalnej dystrybucji, że został on dopuszczony dla widowni, przez określone, amerykańskie stowarzyszenie, które zajmuje się tego typu rzeczami (także określaniem kategorii filmów), wybuchła debata. [nie chce mi się sprawdzać o jaką organizację chodzi - info podałem za horror.com.pl*] Pytano dlaczego pozwolono na używanie tego plakatu w przestrzeni publicznej. Być może posłużono się tu właśnie furtką, iż nie przedstawia obraz ten, prawdziwych ludzkich wnętrzności - a tego pokazywać w reklamie nie wypada...bleeeeee
Niewtajemniczony odbiorca, bądź też nieobeznany w kinematografii niewątpliwie zapamięta tę reklamę, kiedy zobaczy taki plakat wielkości około dwóch metrów kwadratowych, przedstawiający w całości, na całej powierzchni wnętrzności. No właśnie, co? Wnętrzności? Czy aby na pewno odpowiednio nazywamy ten obiekt? Do końca nie wiemy. Ale dla wyżej opisanego widza będą to wnętrzności, on zapewne nie zawaha się użyć sformułowania, iż „widział ponad metr kwadratowy bebechów"!
Odpowiednie rozstawienie czerwonego „materiału" na karcie papieru wzmaga efekt szoku. Przykry obraz wypełnia ogłoszenie, aż po brzegi - oczy widza nie są w stanie nigdzie „uciec". Nawet jeśli będzie chciał się dowiedzieć czego jest to reklama, będzie musiał odczytać napisy, niejako wklejone w fujowe zdjęcie [taki mój neologizm!]. Tak więc poprzez opozycyjne odczytanie tekstu, stworzy nam się swoista antyreklama, czy też reklama negatywna - bazująca na negatywnych uczuciach. Rodem z tabloidu Ziomeckiego.PS
Ciekawym zabiegiem mogło by się okazać usunięcie tej fotografii z przestrzeni reklamowej i umieszczenie w innym medium. Ale tylko samej fotki, bez podpisów. Oczywiście interpretacja mogłaby się zmieniać w zależności od medium. Przykładowo najbardziej adekwatnym miejscem na publikację takiego zdjęcia była by nieistniejąca już gazeta „ZŁY", która zajmowa się publikowaniem obrazów zbrodni. Tu nikt by się nie zdziwił, zapewne dalej, ze spokojem kartkował by tygodnik, popijając rosół z kubka. Zdjęcie takie mogło by spowodować spory szok, jeśli byśmy umieścili je w dzienniku. Zapewne wywołało by to kontrowersje i dyskusje na temat bezsensownego publikowania przemocy i poprzez to obniżania wrażliwości czytelników. Ble, ble, ble. Być może obraz ten przyjął by się w tygodniku Newsweek czy WPROST w dziale „sztuka nowoczesna", gdzie ewentualnie mógłby być przedstawiony współczesny artysta, który na wzór Jacksona tworzy swoistą abstrakcję makabry... lub makabryczną abstrakcję. Prościej obs**ć kartkę.PSS
Osobiście, jako miłośnik kina w ogóle, a także jako zwolennik opowieści grozy muszę przyznać, że ów plakatowe dzieło, mimo wszystko, zapisało się w mojej pamięci, wśród innych plakatów jako bezkompromisowe i ciekawe. Ciekawe pomimo swojej zerowej wartości w odniesieniu do tekstów kultury, sztuki pisanej przez duże „s", do wielkich nurtów. Jednak w niszy miłośników horrorów i filmów klasy B plakat zasługuje na uznanie. Za absolutną bezkompromisowość - podkreślam, iż zgodnie z moją wiedzą nikt czegoś podobnego nie stworzył. Owszem znam plakaty pokazujące makabrę, ale zawsze była ona określona, miała szerszy kontekst. Tu twórcy postawili na to, co miłośnicy filmu „gore" lubią najbardziej - odpowiedni efekt (specjalny oczywiście), który ma wywołać „to" uczucie uczestnictwa w czymś okropnym, brudnym i przerażającym. Jako widz, który (niestety) widział pierwszą część, po obejrzeniu tejże reklamy stwierdzam: plakat kapitalny, lecz drugą część jednak sobie daruję!
*szukać w dziale „NEWS"**kolega-bloger  "earbleedingcountry.blogspot.com" płytę udostępnia:  tiny.pl/ld2x
 
Lucf
O mnie Lucf

a href="

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura