Kultura Liberalna Kultura Liberalna
181
BLOG

Paweł MARCZEWSKI: Borat i powrót rewizora

Kultura Liberalna Kultura Liberalna Kultura Obserwuj notkę 1

W zamieszczonej przez nas na łamach „Kultury Liberalnej” dyskusji o śmiechu, który nadaje ton współczesnej demokracji, zarysowały się dwa przeciwstawne stanowiska. Alain Finkielkraut podtrzymuje tezy ze swojej ostatniej książki „Un coeur intelligent” i twierdzi, że dominuje dziś rechot, śmiech bezrefleksyjny, niemający w sobie śladu autoironii, służący jedynie piętnowaniu kolejnych ofiar demokratycznego resentymentu. Quentin Skinner z kolei pisze, że współcześnie nie wypada się śmiać z cierpienia, kalectwa, nieszczęścia wywołanego wyrokami niesprawiedliwego losu. Jego zdaniem współczesna demokracja zaszła pod względem ucywilizowania, urefleksyjnienia śmiechu o wiele dalej niż choćby Renesans. 

Po części rację wydają się mieć obydwaj dyskutanci. Nie ulega wątpliwości, że polityczna poprawność każe od czas do czasu zdusić w sobie śmiech i ściera nam, przynajmniej w towarzystwie, pogardliwy uśmieszek z twarzy. Tym silniej jednak dajemy upust rechotowi w sytuacji, kiedy reguły politycznej poprawności zostają zawieszone – i tym gorliwiej szukamy okazji do jej zawieszenia. Istnieją również osoby i tematy, które na mocy resentymentu zostały wyjęte spod ochronnego parasola politycznej poprawności. Przykładem są opisywane przez Finkielkrauta żarty z niskiego wzrostu lub tuszy polityków, będące tyleż przejawem złego smaku, co bezradności. Szukanie kozła ofiarnego w osobie polityka i piętnowanie go śmiechem jest zapewne mniej niebezpieczne dla życia i zdrowia niż poszukiwanie winnych wszelkich nieszczęść wśród mniejszości religijnych czy etnicznych. Ale ma jedną cechę wspólną – pozostawia rzeczywiste polityczne problemy i konflikty nierozwiązane. 

Powstaje zatem pytanie, jakiego rodzaju śmiechu potrzebuje demokracja. Finkielkraut sugeruje, że musimy przywrócić postawę autoironiczną, na powrót nauczyć się śmiać z siebie. Innymi słowy, powinniśmy ponownie odrobić lekcję z Gogolowskiego „Rewizora” i zakrzyknąć gremialnie: „Z kogo się śmiejemy? Z samych siebie się śmiejemy”. Autoironia, choć z pewnością bardziej wyrafinowana i podtrzymująca refleksję nad nami samymi, nie ma jednak większego potencjału rozwiązywania autentycznych konfliktów niż zadowolony z siebie rechot, gdyż zamyka się w klatce autotematyzmu. Tym bardziej, że autorefleksyjne, autoironiczne jednostki zawsze przegrają z masowymi eksplozjami chichoczącego resentymentu. 

Czy możliwe byłoby zatem urefleksyjnienie owego resentymentu? Ośmieszanie jednocześnie politycznej poprawności i tych zachowań, w których od niej odchodzimy? Przypomina mi się scena z filmu „Borat”, w której komik Sacha Baron Cohen wcielający się w postać fikcyjnego dziennikarza kazachskiej telewizji udaje się na lekcję dobrego humoru. Nauczyciel napomina go: „W Ameryce staramy się nie śmiać z rzeczy, które są dziełem przypadku, choroby, nieszczęścia. Na przykład nie śmiejemy się z osób upośledzonych”. Borat replikuje: „Widocznie nigdy nie widział pan nikogo z wyjątkowo śmiesznym upośledzeniem, jak na przykład mój brat Bilo”. Jakość demokratycznego śmiechu, a zarazem całej demokracji, zależy być może od tego, jak odpowiemy na uwagę Borata. Czy dostrzeżemy, że ma ona na celu w gruncie rzeczy nie tyle śmiech z upośledzenia, ale zbadanie granic naszej własnej tolerancji? Współczesna demokracja potrzebuje zarówno Boratów, jak i nauczycieli, którzy byliby w stanie im dowcipnie odpowiedzieć. 

* Paweł Marczewski, historyk idei, socjolog. Doktorant w Instytucie Socjologii UW. Członek redakcji „Przeglądu Politycznego” oraz redakcji „Kultury Liberalnej”.

** Więcej podobnych tekstów na stronie www.kulturaliberalna.pl

"Kultura Liberalna" to polityczno-kulturalny tygodnik internetowy, współtworzony przez naukowców, doktorantów, artystów i dziennikarzy. Pełna wersja na stronie: www.kulturaliberalna.pl

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (1)

Inne tematy w dziale Kultura