Szanowni Państwo, czy polskie zwierzęta mają prawa? Owszem, stosowne regulacje obowiązują. Ale dlaczego mamy przejmować się prawami zwierząt na serio?Mniej lub bardziej kontrowersyjnych nowinek z obcych stron nie brakuje.Dla wielu osób pieszczenie naszych milusińskich za uszkiem jest rozwiązaniem problemu relacji człowiek – zwierzę. Co więcej, mówi się, żejeszcze należycie nie rozwiązano zbyt wielu poważnych spraw między ludźmi.
Tomasz Pietrzykowski
Czy prawa dla zwierząt są nonsensem?
Tradycyjnie prawnicy wyjaśniają pojęcie uprawnień (nazywanych także prawami podmiotowymi) jako prawnie chronioną „wolę” lub „interes” podmiotu. Stąd w teorii prawa mówi się o dwóch konkurencyjnych „teoriach” praw podmiotowych – teorii woli i teorii interesu. Twierdzi się zatem, że zwierzęta nie posiadają „wolnej woli”, której mogłaby zostać nadana postać „prawa podmiotowego”. Nie są też w stanie samodzielnie decydować czy i w jaki sposób „skorzystać” ze swojego prawa podmiotowego. Nie potrafią racjonalnie planować swoich działań, do czego narzędziem są prawa podmiotowe zapewniające bezpieczeństwo i przewidywalność konsekwencji swoich działań. Argumentację tę bez wątpienia uznać trzeba za trafną, tyle że w odniesieniu do takich praw podmiotowych, których przyznania zwierzętom nikt akurat się nie domaga (np. praw majątkowych). Zarazem trudno zgodzić się, że np. „wola” człowieka, jaka stanowić miałaby „istotę” prawa do nie podlegania torturom byłaby zasadniczo odmienna od przejawianej przez zwierzę „woli” nie doznawania cierpień. Ponadto, argument taki obnaża z całą mocą podstawową i dobrze znaną trudność teorii woli –a mianowicie przesłanki traktowania ludzi niezdolnych do samodzielnego wyrażania woli i „korzystania” ze swoich uprawnień jako ich posiadaczy.
W świetle teorii woli także bowiem niemowlęta czy osoby głęboko upośledzone musiałyby okazać się pozbawione jakichkolwiek praw podmiotowych – w tym chroniących ich przed torturami, wykorzystaniem do doświadczeń medycznych etc. W znacznej mierze pozbawione tej akurat komplikacji wydaje się postrzeganie praw podmiotowych w sposób proponowany przez konkurencyjną teorię interesu. Prawa podmiotowe są tu utożsamiane ze szczególnie doniosłymi i z tego względu objętymi ochroną prawną interesami danego podmiotu. Są wprawdzie poglądy, które w oparciu o dość subtelne analizy pojęciowe kwestionują możliwość posiadania przez zwierzęta interesów, jednakże wydaje się, że w powszechnie przyjętym znaczeniu tego terminu interes zwierzęcia trudno uznać za pojęcie pozbawione sensu. Również tutaj stanowisko przeciwne musiałoby prowadzić przy tym do podważenia możliwości posiadania praw podmiotowych przez co najmniej niektórych ludzi (którzy także nie byliby w stanie mieć swoich „interesów”).
Rozważając kwestię adekwatności pojęcia „praw” zwierząt trzeba także dostrzec, że w stricte technicznoprawnym rozumieniu „uprawnień” czy „praw podmiotowych”, stanowią one jedynie pewien sposób ukształtowania sytuacji prawnej przez normy obowiązującego prawa. Posiadanie określonych „uprawnień” lub „praw” stanowi zatem odbicie nałożonych na innych obowiązków określonego postępowania względem „uprawnionego”. W tym przynajmniej sensie prawo do „nie podlegania torturom” jest refleksem powszechnego zakazu torturowania, a prawo do życia odpowiednikiem ciążącego na każdym zakazu zabijania innych ludzi. Niezależnie od tego, na czym polega „istota” praw podmiotowych (czy miałaby nią być wola, interes czy cokolwiek innego), ta sama sytuacja prawna może zostać ukształtowana i opisana bądź to w kategoriach uprawnień bądź obowiązków.
Prawodawca dążący do wykluczenia aktów wzajemnego mordowania się może ustanowić powszechny zakaz pozbawiania życia innych lub nadać każdemu (czy objąć ochroną) „prawo” do życia. Prawna eliminacja dyskryminacji może mieć postać „zakazu dyskryminowania” lub „prawa do nie bycia dyskryminowanym” etc. Z tego punktu widzenia „prawo” zwierzęcia do nie podlegania torturom stanowi jedynie inną postać wzbudzających mniejsze kontrowersje zakazów pastwienia się nad nim przez ludzi. Nadanie tego rodzaju sytuacji prawnej raczej postaci przysługujących zwierzętom „uprawnień”, a nie jedynie adresowanych do człowieka zakazów, wiązałoby się przede wszystkim z uznaniem ich szczególnego statusu moralnego, usprawiedliwiającego traktowanie ich jako podmiotów „godnych” przypisywania im jakiś własnych uprawnień. Dyskusja nad istnieniem dostatecznych racji moralnych przemawiających za uznaniem zwierząt za posiadaczy takiego statusu to jednak całkiem co innego, niż kwestionowanie „dorzeczności” odnoszenia nich kategorii praw podmiotowych.
Jest przy tym oczywiste, że zwierzęta nie są zdolne do samodzielnego dochodzenia ochrony prawnej przed naruszeniem przyznanych im potencjalnie „praw podmiotowych”. Nie jest to jednak ani sytuacja niespotykana, ani nawet nieznana porządkowi prawnemu. Uprawnienia osób małoletnich, ubezwłasnowolnionych, „osób prawnych” tudzież innych tworów organizacyjnych, którym normy prawne przyznają tak czy inaczej konstruowaną „podmiotowość prawną” (np. „państwo” w stosunkach międzynarodowych) muszą być artykułowane i dochodzone są przez określonych ludzi, traktowanych jako ich „przedstawiciele”. Ich działania prawo zarachowuje na rzecz reprezentowanego przez nich podmiotu, tak jak gdyby były to ich własne działania i wyrażenia woli. Zwierzęta nie byłyby tu w ani lepszej ani gorszej sytuacji niż „państwa”, „gminy”, „stowarzyszenia”, „spółki”, „fundacje”, „zakłady opieki zdrowotnej”, „trusty”, niemowlęta, osoby ubezwłasnowolnione ze względu na zaburzenia psychiczne itp.
* Tomasz Pietrzykowski, doktor praw, Katedra Teorii i Filozofii Prawa, Wydział Prawa i Administracji, Uniwersytet Śląski w Katowicach.
**artykuł ukazał sie w Temacie Tygodnia w „Kulturze Liberalnej” nr 69 (19/2010) z 4 maja 2010 r.
Inne tematy w dziale Kultura