Szanowni Państwo, „Rosja to zagadka, owiana tajemnicą, ukryta we wnętrzu enigmy” – powiedział kiedyś Winston Churchill. Dziś moglibyśmy to samo powiedzieć o Chinach. Ze względu na potęgę i sprowadzenie świata do „globalnej wioski”, nasza uwaga jest skoncentrowana na Państwie Środka bodaj w równej mierze, w jakiej dawniej interesowaliśmy się Rosją. To one są dziś „pozostałym biegunem” dla Europy i Stanów Zjednoczonych, koniecznym dla równowagi globalnego układu sił. Pod ręką mamy zdanie z Wyspiańskiego i garść stereotypów. Ale czy – jako obywatele UE – potrafimy współczesne, Chiny choć trochę zrozumieć? Czy dysponujemy właściwymi kategoriami i schematami myślenia, by je zrozumieć?
Wojciech Jakóbiec
Chinoiserie, czyli dlaczego tak trudno nam zrozumieć Chiny
Na przełomie XVII i XVIII wieku w europejskiej sztuce pojawiła się moda na chinoiseries, czyli dzieła sztuki (szeroko pojętej, obejmującej architekturę i sztukę użytkową) inspirowane sztuką chińską. Oczywiście nie poznawaną bezpośrednio, z pełnym zrozumieniem jej historii, kodu, estetyki, ale zapośredniczoną przez relacje nielicznych odwiedzających wówczas Chiny Europejczyków. Jak karykaturalne były w istocie owe chinoiseries, wie każdy, kto oglądał choćby Zakazane Miasto w Pekinie i Dom Chiński w poczdamskim Sanssouci. Dziś, w dobie łatwej, szybkiej i dość powszechnej komunikacji, Chiny wydają się znacznie łatwiejsze do bezpośredniego (i, teoretycznie, głębszego) poznania. Niemniej jednak ich obraz, jaki mamy w Polsce (czy szerzej, w tzw. świecie zachodnim), nadal jest bardziej zbitką intelektualnych i mentalnych chinoiseries niż racjonalną wizją tego skomplikowanego zjawiska, które nazywamy Państwem Środka (na marginesie, wiele osób nie zdaje sobie nawet sprawy, że to „poetyckie” określenie jest po prostu dosłownym tłumaczeniem nazwy tego kraju z chińskiego oryginału). Przyczyn takiego stanu rzeczy jest wiele, więc mogę tu jedynie zasygnalizować kilka, moim zdaniem, najważniejszych.
Pierwszą z nich jest niewłaściwy aparat pojęciowy, za pomocą którego próbujemy jakoś „uchwycić” czy opisać Chiny. Myślimy o nich np. jako o państwie, którym Chiny (przynajmniej w naszym europejskim rozumieniu tego słowa) raczej nie są. Do opisu języka chińskiego staramy się stosować kategorie skonstruowane dla języków fundamentalnie się od niego różniących, gdy tymczasem w chińskim nie tylko nie da się rozróżnić części mowy, ale właściwie trudno nawet mówić o czymś takim jak słowo. Chińską głowę państwa (czy może „państwa”) nazywamy „prezydentem”, a to ani prezydent, ani głowa państwa w klasycznym rozumieniu tego słowa.
Drugi problem wiąże się ściśle z pierwszym. Nieprzystające do chińskiej rzeczywistości pojęcia sprawiają, że znane nam z rodzimego kręgu cywilizacyjnego mechanizmy i prawidła ekstrapolujemy na Chiny. Tymczasem państwo, które nie jest państwem w naszym rozumieniu tego słowa, wymyka się oczywiście teoriom skonstruowanym dla państw i ich działanie opisujących. Jeśli tego nie zrozumiemy, nasze próby zrozumienia zjawiska kryjącego się pod nazwą „Chiny” skazane są niestety na niepowodzenie.
Nie bez znaczenia pozostaje również zawężanie dyskusji o Chinach do wybranych jednostkowych kwestii, które – mimo że często są w istocie ważne – przesłaniają wszystkie inne. Najbardziej oczywistym tego przykładem jest problem Tybetu, który jawi się w Polsce niemal jako naturalny wątek rozmowy o Chinach. Nie kwestionując potrzeby mówienia o sytuacji Tybetańczyków, musimy jednak uświadomić sobie, że patrząc na Chiny jako na złośliwą narośl wokół Tybetu, widzimy jedynie chinoiserie i nie zobaczymy niczego więcej.
Chiny są zjawiskiem tak złożonym i odległym od wszystkiego, co nam znane i znajome, że próby ich poznania są nieodmiennie próbami niezwykle ciężkimi. Od najwybitniejszych znawców przedmiotu, mających za sobą dziesięciolecia rzetelnych studiów, usłyszymy na temat Chin więcej pytań niż odpowiedzi. Nie znaczy to, że powinniśmy po prostu porzucić nasz „próżny trud”. Co więcej, akurat teraz nie możemy sobie na to pozwolić. Tezy o Chinach jako „nowym supermocarstwie” brzmią już jak banały, ale to rzeczywistość współczesnego świata. Jego kurczące się wymiary i rosnące współzależności sprawiają, że wiedza na temat Chin jest nam potrzebna. Choćby ta niedoskonała, jaka jest realnie w naszym zasięgu. Wiedza jednak, nie współczesna wersja chinoiseries.
* Wojciech Jakóbiec, absolwent Sinologii i Euroepistyki UAM, doktorant UAM, członek Collegium Invisibile.
Inne tematy w dziale Kultura