Czeka nas ciekawa kampania. Kampania ciekawa o tyle, że obie strony zideologizowane są już tak głęboko w dysonansie, że nie widzą stamtąd nic, że są niezdolne do zauważania faktów. Bawi mnie to niepomiernie. Fascynujące jest do tego jak wszystko obraca się właśnie wokół Kaczyńskiego, zanim jeszcze nawet coś powiedział.
Zwolennicy Jarosława Kaczyńskiego wydźwignęli go już na mosiężne szczyty wzoru osobowego, zapominając że suma jego działań po 1989 sprowadza się do... niczego i że ze wszystkich uroczystych obietnic jakie kiedykolwiek im złożył (głównie o lustracji) nie spełnił ani jednej, że jest jednym z najbardziej zakłamanych polityków współczesnej sceny politycznej. Mój Boże, będę na niego głosował z musu, ale nie napełnia mnie to szczęściem.
Zwolenników Bronisława Komorowskiego wydaje się w ogóle nie być. Tj - są to zwolennicy Donaldu Tusku, którzy na Komorowskiego głosować będą jako na kukiełkę onego Tusku, na zasadzie "każdy, tylko nie Kaczyński".
Pisałem już o fenomienie Tuska, nieudolnego polityka którego jedyną kwalifikacją jest wyrzynanie konkurencji w szeregach i którego otacza mit fantastycznego PRowca. Z kim bym nie rozmawiał, nikt nie jest mi w stanie wskazać owych fantastycznych posunięć PRowych Donaldu Tusku. Do mało kogo dociera, że w dziedzinie PR Tusk potrafi tyle co w każdej innej - nic. Jego cała rzesza wyznawców jest zbudowana przez Kaczyńskiego. Jego zaletą jedyną i dla owych wyznawców wystarczającą jest to, że nie jest Kaczyńskim. Cały jego PR, całą histerię w sieci i w prasie, cały fenomen współczesnej orkiestry jest dziełem Kaczyńskiego. Dlatego wstrzymałbym się na razie z tańcem zwycięstwa po zbieraniu podpisów. Pan prezes jest człowiekiem który potrafi wyrwać przegraną ze szczęk największego zwycięstwa.
Ciekawe jak przedstawiane są owe wielkie przewagi kandydatów na polu bitwy. Komorowski jak dotąd nie zrobił nic w ogóle. Miał kilka miałkich przemówień, przeprowadził marudną "dekaczyzację" IPNu i pałacu prezydenckiego - w sam raz dla betonowego elektoratu. Poza tym udziela wywiadów których nie pamięta nikt po pięciu minutach i jest nijako-patrycjuszowski do bólu. Jego całość zalet przedstawiają zwolennicy właściwie jako niebycie Kaczyńskim.
Równie paradne jest obecne zachwycanie się panem prezesem na salonie. Składa się głównie z cieszenia się, że Kaczyński jak dotąd również nie robi nic. To jego wielkie zwycięstwo - nic nie powiedział, nie pokazał się. Ludzie piszą to tutaj zupełnie serio, nie zdając sobie sprawy z tego jak rozpaczliwa jest kandydatura człowieka, którego każda wypowiedź oznacza utratę poparcia, którego można lubić lub szanować tylko kiedy niczego nie mówi. Oczywiście na tym nie można przejechać całej kampanii. Jarosław Kaczyński musi w końcu coś powiedzieć. I zapewne, swoim zwyczajem, powie coś miłego milionowi ludzi i obrazi dziewiętnaście pozostałych milionów. A to w kontraście do nijakiego i nieudacznego Komorowskiego.... ta kampania będzie dziwna aż do samego końca.
Jestem Quellistą, wierzącym w słowo Adama Smitha i chronienie najsłabszych przed skutkami owego słowa. To chyba czyni mnie centrystą. Niech i tak będzie.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka