O owych stenogramach napisali już dużo ludzie i mądrzejsi ode mnie i lepiej się znający na lotnictwie. Mi się rzuciły w oczy dwie rzeczy:
- Niemal wszystko co dotąd wypuszczali do prasy Rosjanie i Edmund Klich okazało się być kłamstwem, czasem ordynarnym kłamstwem. Albo kłamali wówczas, albo kłamią teraz. W tę czy w tę z powodu tego reczitalu kłamstw i pomówień, w ramach którego Wajda tłumaczył we Francji że to Lech Kaczyński wszystkich zamordował, nie da się już mieć żadnego zaufania do przedstawionych dokumentów. Wiem że Polska dysponuje rejestrami rozmów z Jakiem, wiem, że mamy nasłuch wojskowy, możemy porozmawiać z Amerykanami którzy niemal na sto procent mają zapisy Sigint z tej wieży, możemy zrobić sporo rzeczy żeby sowieckie dokumenty weryfikować. Jestem również całkowicie i zupełnie pewny że tego nie zrobimy.
- Lot identyfikowany był jako Polish Air Force 101. Tego desygnatora używali piloci i ci którzy z nimi rozmawiali. Nikt nie wydawał się mieć najmniejszych wątpliwości że była to maszyna wojskowa. Widać piloci nie wiedzieli, że premier Tusk wyrzucił ich z sił powietrznych i usunął z nich samą maszynę, a specpułk uczynił spec-firmą. Wydaje się zresztą że nikt oprócz premiera Tuska o tym nie wiedział. Możliwe zresztą że i sam Tusk nie wiedział, dopóki nie dowiedział się od dobrego wujka Putina. W każdym razie pilotów o tym nie poinformowano i umierali jako wojskowi. Takie pośmiertne wyrzucenie z sił powietrznych to w Polsce pewne novum. Coś w rodzaju antyodznaczenia pośmiertnego?
Jestem Quellistą, wierzącym w słowo Adama Smitha i chronienie najsłabszych przed skutkami owego słowa. To chyba czyni mnie centrystą. Niech i tak będzie.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka