Zbieram się do napisania większej notki o tym co się dzieje, co się dziać będzie, co się nie wydarzy, co wydarzyć się powinno. Na razie wersja mini: w poprzednich wyborach parlamentarnych głosowałem na PO. W ostatnich wyborach prezydenckich głosowałem na Kaczyńskiego. Znaczy to ni mniej ni więcej tyle, że na s24 nienawidzą mnie po równo wszyscy. Swoje decyzje polityczne podejmuję na podstawie kalkulacji, nie bałwochwalczego zachwytu nad guru. Jestem Chrześcijaninem i pewien starzec z siwą brodą kazał mi nie mieć innych bogów przed sobą. Nawet Kaczyńskiego. Nawet Tuska.
Dlaczego jest źle? Dlaczego będzie gorzej? Uświadomiono mi kiedyś coś, co jest tak oczywiste, że mało komu przychodzi do głowy:
- partie socjalistyczne dochodzą do władzy głosami ludzi biednych lub biedniejących, nieodnajdujących się w rzeczywistości, niezaradnych. Stąd ich interes jest w tym, aby takich ludzi było jak najwięcej.
- partie liberalne dochodzą do władzy głosami ludzi zamożnych lub bogacących się, widzących dla siebie szanse i nie chcących aby rząd przyczepiał im kule u nóg. Stąd w interesie takich partii jest zwiększanie ilości takich wyborców.
Stąd prosta rzecz - im kraj biedniejszy, tym lepiej dla socjalistów. Więc tym bardziej będą się starali kraj zubożyć. Im kraj bogatszy, tym lepiej dla liberałów. Stąd będą się oni starali kraj wzmocnić. To jest oczywiste. Kiedy sprzedajesz lody chcesz żeby było gorąco, nie żeby padało. Kiedy sprzedajesz socjal chcesz, żeby było jak najwięcej na niego chętnych.
W Polsce całość dyskursu politycznego oparta jest na relacji wina/zasługa. Kto jest winny temu a temu, kto ma większe zasługi, kto bardziej/mniej godzien, kto bardziej/mniej Polak, Żyd, Masaj, kto odpowiedzialny za, kto bezwinny temu a tamtemu. Dyskurs ekonomiczny w ogóle nie istnieje. Tj - zainstniał jeden jedyny raz, kiedy PO zapowiedziała drugą Irlandię, Przyjazne Państwo, likwidację nadmiernej biurokracji i barier dla przedsiębiorczości i tak dalej. Nie liczyłem (serio, mam na to dowody) na to, że ze swoich obietnic się wywiąże, ale wierzyłem, że samo wprowadzenie w przestrzeń publiczną języka ekonomii należy nagrodzić głosami.
Było, minęło. Jest po sprawie. Jest też po sprawie sądowej w której dwóch głównych kandydatów na urząd prezydenta IIIRP procesowało się o to któremu bliżej do Lenina. Język ekonomii znowu nie ma wstępu na podest mediów i masowego przekazu. Wróciliśmy do winy/zasługi. Na naszych oczach PiS przepieprza kolejną okazję pozyskania ambitnego elektoratu - dokładnie tego, którego ignorowanie kosztuje Kaczyńskiego kolejne wybory - drapiąc się to po tyłku to po nosie i patrząc jak PO bierze się do kolejnej rundy niszczenia finansów państwa. Ale kiedy o tym pomyśleć... jak Kaczyński, który w ogóle nie zna języka ekonomii i nie ma o niej żadnego pojęcia wraz z PiS, które interesuje tylko zwiększanie ad infinitum socjalu miałby walczyć z planami PO?
Dlatego jest źle i dlatego będzie gorzej. Obie główne partie są lewackie. Trzecia partia jest bardziej lewacka od tych dwóch. Lewacy są zainteresowani powiększaniem elektoratu biednego i ubezwłasnowolnionego. Jeśli wydarzenia będą postępować wedle ich woli będzie go coraz więcej.
Jestem Quellistą, wierzącym w słowo Adama Smitha i chronienie najsłabszych przed skutkami owego słowa. To chyba czyni mnie centrystą. Niech i tak będzie.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka