Co pewien czas poseł Janusz Palikot zarzuca Panu Prezydentowi permanentny alkoholizm. A media za każdem razem podchwytują te słowa i roztrząsają, czy aby naszemu państwu nie grozi zagłada, skoro (w) jego głowie szumi nieustannie? Ale ta kwestia szybko cichnie w ustach komentatorów, gdyż i poprzednik obecnego Pierwszego Obywatela za kołnierz raczej nie wylewał, a podczas jego kadencji państwo mimo wszystko rosło w siłę, weszło i w struktury NATO, i do Wspólnoty Europejskiej.
Pozostaje zatem mediom ekscytowanie się zachowaniem roztoczańskiego posła i jego osobą. I ponawiane są wciąż pytania: czy Palikot pretenduje do miana współczesnego Stańczyka, Sowizdrzała (der Eulenspiegel – brzmi poniekąd lepiej i w niektórych kręgach bardziej swojsko), czy też pisana jest mu zaledwie rola harcownika Platformy Obywatelskiej? Bo Palikot jest oryginalny. Palikot jest nietuzinkowy. Palikot jest przebiegły. Palikot to wentyl bezpieczeństwa PO. Palikot nie jest sam. Palikot wie co robi. Palikot się żołądkuje za milijony. Palikot to, Palikot tamto. Potem na parę dni zalega cisza. Medialna cisza. Do kolejnej konferencji posła.
Ale nim do niej dojdzie postaram się odpowiedzieć na to medialne pytanie – po cóż Janusz Palikot wytyka Lechowi Kaczyńskiemu zamiłowanie do wysokoprocentowych tronków? W kraju, gdzie wbrew artykułom ustaw, paragrafom kodeksów i punktom komunalnych zarządzeń przyzwolenie na spożywanie alkoholu jest powszechne i jeszcze nikomu nie zszargało dobrej opinii? Wszak chwiejący się Aleksander Kwaśniewski tylko napędzał słupki swego poparcia.
Może zatem Palikotowi chodzi jedynie o to, by jego fizis wciąż wracała na ekrany telewizorów, by za pieniądze ostatnich abonentów i potężnych reklamodawców nieustannie drążyć, niczym kropla wódki, twardą skałę mózgu nieprzekonanego elektoratu? Zapewne tak. Ale nie jest to jedyny cel Pierwszego Gorzelnika Trzy-Czwartej Rzplitej. Panem posłem kieruje jakaś chorobliwa zazdrość, że Prezydent chociaż i pija, to jednak pija niewłaściwie. Prezydent zamawia małpeczki whisky i koniaku, a nie bierze do ust "żołądkowej gorzkiej". Prezydent jest strasznym niewdzięcznikiem i krętaczem. Miast wspomagać krajowy (bowiem Lublin nadal pozostaje w granicach RP – co widać na wszelkich mapach wydanych dotychczas przez PO) przemysł spirytusowy, to zdradza go haniebnie i przedkłada nadeń szkocką. To szkandał!
Niezrealizowanym marzeniem Palikota jest, aby Pan Prezydent pijał miętową żołądkówkę (co łopatologicznie usiłował przecie wytłumaczyć podczas kolejnej "słynnej konferencji"), by pijał ją do śniadania, obiadu i wieczerzy. By małpeczka miętowej gorzkiej wystawała Panu Prezydentowi z kieszeni marynarki podczas wszelkich międzynarodowych spotkań. By tym lubelskim specyałem częstował Adamkusa, Juszczenkę i Saakaszwilego. Czemu Prezydent wręcza papieżowi KOPIĘ Psałterza Floriańskiego, zamiast ORYGINALNEJ palikotówki?
– Oto jest, Wasza Świątobliwość – w te słowa powinien był odezwać się Kaczyński na Watykanie – nasza staropolska "żołądkowa gorzka" z Lublina. Miasta, gdzie poprzednik Waszej Świątobliwości, nasz umiłowany Ojciec Święty Jan Paweł II wykładał na katolickim uniwersytecie. Specyfik ów – dodam, że własnoręcznie palony przez pana Palikota – poprawia trawienie, wzmaga apetyt i przyspiesza przemianę materii. Mam nadzieję, że Wasza Świątobliwość nie odmówi kieliszeczka?
– Gerne! – powinien był wówczas odpowiedzieć Benedykt XVI – Prost! Mmm... es schmeckt besonders gut... wunderbar! Hoch, drei mal hoch Herr Palikot!
Ja ja ja, Scholontkufka über alles. No i nie trzeba by było wtedy płacić za reklamę Krzysztofowi Kowalewskiemu... Ale mnie frapuje jeszcze jedno: czy Pan Premier z kolei nie jest aby abstynentem (choć nagrania filmowe przeczą tej tezie), czy też nie preferuje lubelskich wyrobów, a może jest po prostu w oczach posła Palikota zbyt mało popularny, by reklamować tak znakomity trunek...
Inne tematy w dziale Polityka