Jarosław jot-Drużycki Jarosław jot-Drużycki
534
BLOG

Zaolzie: Ostatnie polskie tabliczki?

Jarosław jot-Drużycki Jarosław jot-Drużycki Polityka Obserwuj notkę 1

Przed wjazdem do miejscowości, poniżej białej tablicy drogowej z urzędową nazwą "Vendryně" wisi niewielka niebieska tabliczka z polskim napisem - Wędrynia. Zasada w Republice Czeskiej jest poniekąd prosta: jeżeli w miejscowości dana mniejszość narodowa stanowi powyżej dziesięciu procent mieszkańców, to na rogatkach, na przystankach autobusowych i kolejowych dworcach mogą pojawić się nazwy w języku mniejszości. Także na budynku urzędu gminy, biblioteki publicznej, czy domu kultury. Prawo do korzystania z macierzystego języka przysługuje również w kontaktach urzędowych - przykładowo podania do wójta można składać w Wędryni po polsku. Teoretycznie wystarczy te dziesięć procent. Teoretycznie mieszkający w 31 zaolziańskich gminach Polacy dysponują tym prawem. Teoretycznie.

Na Zaolziu jest jednak taki problem, że mimo iż można znaleźć wsie i miasta, gdzie urzędowe normy zostały spełnione, to jednak nie wszędzie miejscowi Polacy chcą wypełnienia litery prawa, a jeśli już nawet - to zdarza się, że to władze samorządowe wekslują temat dwujęzyczności z sesji na sesję. Sprawa jest odkładana nie tyle "ad calendas graecas", co do następnego spisu ludności, który odbędzie się w 2011 r. A tendencja jest niezmienna od lat - ze spisu na spis liczba Polaków maleje. Przykładowo w Lutyni Niemieckiej (obecnie Lutynia Dolna) za Cysorza Pona jeszcze (1890 r.) Polacy stanowili 97,9 proc. mieszkańców, za I Republiki (1930) już tylko 14,8;  podczas normalizacji (1970) - 9,8, a zaraz po "aksamitnej rewolucji" (1991) - 7,1. Wyniki ostatniego spisu w 2001 r. wskazują, że jedynie 5,5 procent lutyniaków przyznaje się do polskości.
 
Tam gdzie udało się wprowadzić dwujęzyczne tablice, jak choćby w Czeskim Cieszynie, wspomnianej już Wędryni, czy Suchej Górnej, często dochodzi do zamalowywania polskich nazw co pieczołowcie odnotowuje co jakiś czas "Głos Ludu": "Celem wandali stały się już m.in. tablice w Olbrachcicach, Suchej Górnej, Wędryni, Boconowicach czy Śmiłowicach". Dodatkowym problemem jest to, że choć koszt zamontowania dwujęzycznych tablic pokrywa państwo, to naprawę uszkodzonych i zdewastowanych muszą sfinansować we własnym zakresie gminy.

Karpentna, obecnie dzielnica Trzyńca - miasta, które mimo osiągnięcia ustawowo przyjętego procentu Polaków (w 2001 - 17,7, a w 1991 r. 22,3 proc.) nie może doczekać się polskojęzycznych tablic. Ciepłe, sobotnie, leniwe popołudnie w miejscowej gospodzie. Przy sąsiednim stoliku panowie rozmawiają "po naszymu". Jeden z nich zwraca uwagę, że na stacji kolejowej w Bystrzycy są dwa napisy: Bystřice, a w nawiasie obok - Bystrzyca. Że opisy kierunków jazdy "do Czeskiego Cieszyna" i "do Czadcy" również są dwujęzyczne, a najdziwniejsze jest to, że tablice informacyjne "peron 1" i "peron 2" również wyrychtowali po czesku i polsku. Ale po co to komu? Przecież wszyscy i tak wiedzą, i tak rozumieją. Gwar gospody zagłuszył odpowiedź sąsiada. Żałowałem, że nie mogłem dosłyszeć, a jeszcze ten mój kompan od szklanicy, miejscowy Czech nawijał mi cosik uporczywie. Ktoś zawołał o piwo, brzęknęło szkło.


Nagle knajpiany zgiełk przerwało szuranie krzesła; mężczyzna, ten dziwujący się dwujęzycznym tablicom na bystrzyckim dworcu, obrócił się dookoła, rozejrzał uważnie po gościach i zakrapianym kilkoma piwami wzrokiem począł lustrować twarze współbiesiadników. Najbardziej obcym byłem zapewne ja, turysta z plecakiem, który siedział przy stoliku nieopodal z jakimś miejscowym chłopakiem. Zwrócił się ponownie do kumpla i z jego ust popłynęła nienaganna polszczyzna
- Chcesz polskich napisów? To cztery kilometry za Czantoryją masz polskie napisy! W Polsce to nigdzie nie ma po czesku. Jedź sobie do Polski!
- A ty jedź do Pragi, ty pepiku ty!
- Co żeś ty powiedzioł?!
- Pepiku - odburknął tamten, więc przeciwnik dwujęzyczności w Bystrzycy obrażony wstał i wyszedł.

Następnego dnia rozpocząłem poszukiwania czeskich napisów w polskiej części Cieszyna, gdzie ilość czeskich mieszkańców liczona jest w promilach. Nad jednym sklepem wisi owszem dwujęzyczny napis: "Wszystko dla dzieci i niemowląt - Dětské potřeby", na targowisku również kilka szyldów reklamujących wózki i kiełbasę. Szukałem czegoś innego, oficjalnego, urzędowego. Nagle znalazłem to, czego szukałem - na trawniku przy stacji benzynowej, między Kauflandem a Castoramą, popularnymi miejscami zakupów wśród mieszkańców Republiki Czeskiej zobaczyłem czerwoną tabliczkę z białym napisem, tylko po czesku: "Zákaz přecházení přes trávník".

Wtrynia swe trzy grosze od 26 maja 2009 r. "Hospicjum Zaolzie" - rzecz o umieraniu polskości na zachodnim brzegu Olzy Wydawnictwo Beskidy, Wędrynia 2014 Teksty rozproszone (w sieci) Kogo mierzi Księstwo Cieszyńskie. W poszukiwaniu istoty bycia "stela" (Dziennik Zachodni) Mocne uderzenie (obrazki z Wileńszczyzny) (zw.lt) Wraca sprawa Zaolzia (Rzeczpospolita) Cień Czarnej Julki (gazetacodzienna.pl)   Lubczasopismo   Sympatie

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (1)

Inne tematy w dziale Polityka