- Myśleliśmy, że nie podpisze... - zdumiona Platforma przeciera oczy. Miało być veto, a Pan Prezydent tymczasem chwycił za pióro i lekką ręką strzelił fikuśny autograf pod rządową ustawą o koszyku świadczeń zdrowotnych.
"Rzepa" dzisiejsza cytuje anonimowego "polityka z otoczenia premiera": "Najwyraźniej kalkulacja Pałacu była taka: z koszyka świadczeń i tak nikt nigdy nie jest zadowolony. A jeśli rząd dokładnie powie, co w nim będzie, to sam wsadzi się na minę. Boję się, że tak się może stać. I to w roku wyborów prezydenckich."
Maluczkim, w tym i mej osobie skromnej, wydawało się, że rząd, korzystając ze wspierającej jego poczynania sejmowej większości, przegłosowuje ustawy wygodne mu, jego krewnym, znajomym i znajomych tych znajomym (maluczcy bowiem, w tym i moja skromna osoba, dawno już dostrzegli, że ustawy te w żadnym wypadku nie są ani dla ich dobra, ani dla dobra Rzplitej). A tu nagle konsternacja: rząd i jego ministrowie okazują się być cierpiętnikami - wymyślają sobie najbardziej wyszukane prawidła, którym trudno sprostać i samobiczując się idą w pokutnych workach przez państwo ogranięte zarazą kryzysu (ślicznie tę scenę sfilmował był niegdyś Bergman). Cóź za cudowna metamorfoza! Jak oni się poświęcają, jak cierpią za milijony!
- Cóż za brednie acan tu wypisujesz - szepce mi ktoś do ucha. - Przecież to są szulerzy. Na zielonym suknie Rzeczypospolitej w pokera od dawna grają, a teraz po prostu Pan Prezydent powiedział "sprawdzam".
Inne tematy w dziale Polityka