- Zlot to ty koniecznie powinieneś zaliczyć Jocie - tym razem w głosie Jurka wyraźnie słychać nutę imperatywu. Czemu akurat Zlot? Od wiosny do jesieni na maleńkim Zaolziu aż huczy od koncertów, festynów czy szkolnych balików. Jednym z nich jest i wędryński festiwal, który od ponad trzydziestu lat promuje polskiego rocka.
- Bo to jest też jedyna w skali roku polska impreza na Zaolziu - dodaje Jurek.
- A Gorolski Święto?
- To już jest góralska zabawa, to zupełnie co innego.
Polska, czeska, góralska. Takie określenia mogą wywołać uśmieszek na twarzy przybysza z Polski. Niesłusznie. Od ponad wieku wszystkie grupy etniczne i konfesyjnej zamieszkujące Śląsk Cieszyński urządzają mniejsze czy większe imprezy plenerowe, by w ten sposób zamanifestować z jednej strony swoją obecność na tym terenie, a z drugiej - podkreślić swoją tożsamość; choć z tą ostatnią niejednokrotnie jest kłopot i często, aż nazbyt często uwypuklana jest jej "tustelańskość", czyli śląskość, czy góralskość.
Kolejna sprawa - na co od razu zwróci uwagę przybysz - to poddana głębokiej hibernacji polskość; na niektórych (bo nie wszystkich) imprezach polska kultura podawana jest niczym świeżo wyjęta z mikrofalówki mrożonka, a serwowana jako pełnowartościowe danie. Przykłady? Ot przedstawiana na zaolziu polska literatura zaczyna się i kończy na Słowackim i Sienkiewiczu, a polski rock - na Lady Pank, Perfekcie i Budce Suflera. To zamykanie się we swojskości i sięganie jedynie do klasyków, bez jakiejkolwiek chęci zainteresowania się współczesnymi zjawiskami we współczesnej kulturze polskiej mogą być dla przybysza z Macierzy przykre. Bo mimo bezproblemowego dostępu do polskich mediów - nadajniki radiowo-telewizyjne pokrywają niemal całe Zaolzie (a o internecie już nie wspomnę) - niewielu Zaolziaków z nich korzysta. Stąd festiwal w Wędryni staje się jedną z niewielu możliwości kontaktu z nowinkami z Polski. I to miał na myśli Jurek .
Gwiazdą tegorocznego festiwalu (który odbył się w minioną sobotę, 1 sierpnia) stały się nie dinozaury gitary basowej, ale łódzka kapela Coma. Taką decyzję podjął wieloletni organizator Zlotu, Tadeusz Wantuła z Klubu Kultura w Trzyńcu. Postanowił zaryzykować i zamiast powtarzać fredrowskie "znacie? znamy..." wprowadził na Zaolzie świeże, nieznane tu dotychczas brzmienie (a wraz z nim - fanów grupy, którzy dotarli nawet z Gdańska). Pomysł okazał się to strzałem w dziesiątkę, publiczność była zachwycona. Wcześniej podgrzana zresztą przez grającego na harmonijce Wiśnię z krakowskiej blues-rockowej Blue Machine. Nie zabrakło i miejscowych grup, które supportowały: nieszczególnie rewelacyjny śpiewający po czesku Blissten, ale i intrygująca Basia Łakota z zespołem - uczennica czeskocieszyńskiego gimnazjum, która ma już na swym koncie kilka płyt.

Ale Zlot to nie tylko koncert, lecz także okazja do spotkań polskiej społeczności z całej czeskiej części Śląska Cieszyńskiego. Młodzież, rodzice z dziećmi, ale i ludzie pod sześćdziesiątkę przychodzą, by ze sobą pobyć, porozmawiać, potańczyć, "naładować akumulatory" i poprzez kontakt z obecnie słuchaną w Polsce muzyką poczuć więź nie tylko z 40-tysięczną grupą zaolziaćskich Polaków, co z 40-milionową wspólnotą..
- Bo wiesz - przypomina mi Jurek - to jest jedyna w skali roku polska impreza na Zaolziu

_______________
Linki:
Klub Kultury
Inne tematy w dziale Kultura