Powrót Józefa Piłsudskiego do Warszawy do ostatniej chwili utrzymywany był w tajemnicy. Adam Koc, ówczesny komendant naczelny POW dowiedział się o tym w nocy, a jeden z regentów, Zdzisław Ks. Lubomirski - również nie wiele wcześniej. Nad ranem 10 listopada 1918 r., czekając na dworcu kolejowym, książę nie krył swego zniecierpliwienia:
- Wreszcie przyjeżdża - powtarzał nieustannie. - Ach, jak to dobrze!
Warszawa stała wtedy na krawędzi chaosu. Wojna się kończyła, klęska państw centralnych była faktem, rozprężeni żołnierze niemieccy włóczyli się po ulicach. Podczas rozbrajania ich niejednokrotnie padały strzały. Ale strzelano również do siebie podczas partyjnych wieców i demonstracji. Socjaliści występowali przeciw Radzie Regencyjnej i chcieli Polski demokratycznej i republikańskiej, a zwolennicy rosyjskich bolszewików zdecydowanie opowiadali się przeciwko niepodległości. "W ciężkim momencie wewnętrznych swarów i tarć przybywa człowiek, posiadający niewątpliwe zaufanie szerokich mas, cieszący się rozległą popularnością, mogący na szerokie masy potężny wpływ wywrzeć." - pisał z nadzieją "Kurjer Polski".
Wreszcie "o godz. 7 m. 30 zrana pociągiem pośpiesznym z Berlina przybył do Warszawy komendant Józef Piłsudski" - obwieszczał tłustym drukiem w nadzwyczajnym dodatku "Kurjer Warszawski". Po wyjściu z pociągu Piłsudski pojechał samochodem z Lubomirskim do jego rezydencji na Frascati. I jeszcze tego samego dnia Rada Regencyjna wydała oświadczenie, że "okupacja niemiecka przestaje istnieć", a "komendant Piłsudski przybył do Warszawy."

Po rozmowach z Lubomirskim komendant został odwieziony do domu na Moniuszki 2 (później przeprowadził się na Mokotowską 50), przed którym zgromadził się tłum warszawiaków. W pewnej chwili - co odnotował reporter "Kurjera Warszawskiego" - "na balkonie pierwszego piętra, przystrojonym w barwy narodowe i sztandary z wizerunkiem Orła Białego i napisem »Ojczyzna, Wolność, Lud«, ukazał się komendant Piłsudski". "Wywołało [to] ogromny entuzjazm" - dodawał dziennikarz "Kurjera Polskiego": "Wołano z odkrytemi mimo deszczu głowami: »Niech żyje nasz wódz, komendant, naczelnik narodu!«"
Wzruszony Piłsudski zwrócił się do zgromadzonych: "Obywatele! Warszawa wita mnie po raz trzeci. Wierzę, że zobaczymy się niejednokrotnie w szczęśliwszych jeszcze warunkach. Zawsze służyłem i służyć będę życiem swoim, krwią Ojczyźnie i ludowi polskiemu. Witam was tak krótko gdyż jestem przeziębiony; bolą mnie gardło i piersi!" Tłum wiwatował. Odśpiewano "Rotę", a za chwilę, gdy pod balkon doszła manifestacja PPS, zaintonowano "Czerwony Sztandar".
Pierwsze chwile pobytu komendanta obfitowały w spotkania z władzami, liderami stronnictw politycznych i przedstawicielami odradzającego się wojska; choć - co z dumą podkreślał "Kurjer Warszawski" - "wczoraj w południe złożył wizytę powitalną komendantowi Piłsudskiemu redaktor naczelny naszego pisma p. Konrad Olchowicz." Szef największego w Warszawie dziennika "dał wyraz tym nadziejom, jakie społeczeństwo polskie i Warszawa z powrotem jego wiążą. Piłsudski w odpowiedzi zaznaczył, że jakkolwiek jego głównem powołaniem jest wojaczka, to gotów jest pracować na każdem stanowisku, na które naród go powoła."
Następnego dnia, 11 listopada, Piłsudski stanął na czele wojska, a 14-go - po abdykacji Rady Regencyjnej - został Naczelnikiem Państwa.
__________
Niniejszy tekst - w skróconej formie - ukazał się w 2006 r. na warszawskich stronach "Dziennika" w ramach cyklu "Alfabet warszawski". Wydawca nie podpisał był jednak z autorem stosownej umowy, zaś otrzymane przezeń honorarium urągało dobremu imieniu Wydawcy oraz jego - powszechnie znanym w całej Europie - możliwościom finansowym.
Inne tematy w dziale Kultura