Tak sugeruje przynajmniej już w tytule opublikowany w sobotę artykuł praskiego korespondenta "Gazety Wyborczej" i dziennikarza "Lidových novin" Luboša Palaty. Autor przypomina głośną od dwóch lat sprawę zamazywania tudzież niszczenia polskich napisów na tablicach wjazdowych do zaolziańskich miejscowości oraz na dworcach kolejowych.
Akty wandalizmu przybrały już taki obrót, że głos zabrał minister ds. mniejszości narodowych Michael Kocáb (pisałem o tym przed dwoma tygodniami), który niebawem zresztą ma pojawić się na Zaolziu. Jednakże ani on, ani przedstawiciele tutejszych polskich organizacji nie pozwalają sobie na wydawanie tak jednoznacznych sądów wskazujących na domniemanych sprawców tudzież ich mocodawców, z których nikt nigdy za rękę złapany nie został. Republika Czeska nie jest owszem wolna od skrajnie narodowych ekstremizmów z Dělnickou stranou (Partia Robotnicza) na czele, której aktywiści co i rusz atakują ludność cygańską, jak to zdarzyło się chociażby w Litvínovie w zachodnich Czechach. Jednakże dotychczas nie odnotowano takich przypadków wobec ludności polskiej.
Natomiast sama kwestia zamazywania tablic jest powiązana w pewnej mierze ze specyfiką Śląska Cieszyńskiego, silną niekiedy tożsamością ślązakowską (wspominałem o tym ostatnio) określaną mianem "tustelańskości" ("tu stela" lub "stela" - śl. gwar. stąd), oraz owocami "aksamitnej polityki stanowczej bohemizacji" - że pozwolę sobie na eufemistyczne ujęcie problemu - prowadzonej przez władze czeskie podczas I Republiki, jak i w okresie powojennym, kiedy to kariera zawodowa (a niekiedy i uzyskanie pracy w ogóle) uzależniona była od tego, czy dziecko zostanie posłane do czeskiej szkoły, czy nie.
Inną formą tych działań wymierzonych w polską społeczność było rozpraszanie ludności polskiej - przesiedlanej z terenów zniszczonych przez "szkody górnicze" - w babilonie czesko-słowackich blokowisk i stawianie osiedlowych sypialni w stricte polskich miejscowościach. Te akcje plus propaganda z lat 80-tych o polskim zaprzaństwie sprawiła, że szereg osób zadecydowało o zmianie narodowości, czyli że się "szkopyrtnęło" (śl. gwar. - wywróciło). W osobach tych - nie zamierzam bynajmniej negować ich wyborów - widoczny jest po dzisiejszego dnia tzw. syndrom neofity; oto szkopyrtocy starają się być bardziej czescy od Czechów i częstokroć to oni właśnie opowiadają się przeciwko podwójnemu nazewnictwu etc. Wielokrotnie spotykam takich ludzi i nie wykluczone, że to spośród nich rekrutują się wandale niszczący polskie tablice. Ale do "czeskiego neonazizmu" droga to jeszcze daleka.
No i ostatnia sprawa, to kwestia znajomości geografii przez autora publikacji oraz konsekwencja w używaniu miejscowego nazewnictwa. Otóż Zaolzie, czyli zachodnia część Śląska Cieszyńskiego, mimo że administracyjnie znajduje się w województwie śląsko-morawskim (Moravskoslezský kraj) to jednak na Morawach nie leży, co sugeruje Palata, gdyż te zaczynają się dopiero od rzeki Ostrawicy. Ponadto jeżeli użyta została czeska nazwa miejscowości Hradek (prawidłowo Hrádek), to powinno być i Český Těšín. Natomiast jeżeli w drugim wypadku autor pozostaje przy polskiej nomenklaturze (Czeski Cieszyn) to powinien pisać i Gródek, w którym notabene ponad 42 proc. mieszkańców to Polacy.
Inne tematy w dziale Polityka