Jarosław jot-Drużycki Jarosław jot-Drużycki
132
BLOG

Zmysły miłosne okrutnie

Jarosław jot-Drużycki Jarosław jot-Drużycki Rozmaitości Obserwuj notkę 1

Czy wiesz jak to się zaczyna? Wydaje mi się, że nikt, ale to nikt na świecie nie ma pojęcia czemu nagle nos, ten mój wielki nos zaczyna sunąć po twoim karku. Zbiera twój zapach cal za calem i łaskocze cię wydychanym powietrzem.
- Skąd wiesz, że łaskocze?
Bo się wzdrygasz i wypadasz mi z ramion. Ale ten nos szybko oddaje pola...
- Wiem.
No tak, właśnie im. Ej, nic się przed tobą nie ukryje. Bo teraz na twoim karku zaczynają truchtać  usta. Ale za mało im miejsca, za mało, więc wspinają się po szyi, dochodzą do uszu i znów zawracają. I jeszcze raz, i jeszcze, i znów obrót.

Tak całowałem cię po raz pierwszy, pamiętasz? Usta nieoczekiwanie zmieniły trajektorię i od uszu drobiły pomaleńku przez lewy policzek dalej. I nagle... I jestem stuprocentowo pewien, że nikt, ale to nikt na świecie nie wie jak to się właściwie stało. Sam byłem zaskoczony. A ty? A ty jakby nigdy nic odwzajemniałaś pocałunki. I nie wstrzymywałaś mych dłoni, które ruszyły na wędrówkę w nieznane...

* * *

Rozbierz się. Zrzuć kokon rajstop. Rozchyl skrzydła i leć. Fruń nade mną, muskaj, dotykaj, całuj. Nie odlatuj tylko za wysoko proszę. Nie czuję cię. Ledwie odnajdują się nasze wargi w tym horyzontalnym tańcu, uciekają od siebie, by raptem się zejść. Łapię, chwytam - na próżno. Znowu gdzieś znikasz. Nie bawię się. Jesteś okropna. Jesteś cudownie okropna. No chodź tu! chodź tu wreszcie!

Wreszcie usta przywierają do siebie, przyklejają się i płyną w stanie całkowitej nieważkości hen daleko w Kosmos. To Sojuz i Apollo na Mlecznej Drodze prześcieradła. Oniemiałe języki gadają oszalałe, lecz nic nie słychać. Tylko powietrze, które przechodzi przez ciebie i przeze mnie. Szum oddechów, mieszanka zapachów. Pachniesz, pachniesz, tylko ty tak pachniesz. Rozkosznie zniewalająco.

Moje ręce skaczą cicho na paluszkach po twym nagim ciele. Szybko, szybciej, jeszcze szybciej. Zatrzymują się czasem, by odsapnąć. Tak. To jest dobre miejsce. Tu odpoczną sobie na dłużej me rozbiegane dłonie. A może będzie lepiej jak podreptają sobie w miejscu? Tupu-tupu, tupu-tupu. A cóż to ciekawego wyczuwamy legularnie tu pod palcamy, prosze wycieczki szanownej? gdzie żeśmy to zbłądzily?...
- Tom! Przestań mówić w ten sposób!
Palce leniwie przeczesują, moszczą się, układają. Tupu-tupu, tupu-tupu. Zostanę na twym uroczysku dłużej. Ciut dłużej, nieznacznie dłużej... A co ty tam robisz?!... Mmmmm...

* * *

A wiesz o czym myślę, gdy nasze języki stykają się i tak niemo ze sobą rozmawiamy? Przypomina mi się nieistniejący już tramwaj, fastrygujący dzielnice Miasta, w którym kiedyś mieszkaliśmy: moją Dzielnicę Rdzawego Wodociągu z twoim Osiedlem Wielkich Bloków. Wydawało mi się wtedy, że mieszkasz na krańcach świata, że tam ziemia styka się z niebem. Ale potem zrozumiałem, że ten kraniec był mobilny, tak samo zresztą jak i centrum.

Wiesz, nasze Miasto obrastało w słoje i niekiedy przyrost roczny zadziwiał mieszkańców do tego stopnia, że o poranku wypadały im z rąk szklanki z kawą, kiedy ich wzrok padł na krajobraz za szybą. Jeszcze wieczorem, jeszcze te kilkanaście godzin wcześmiej podziwiali z okien leniwie falujące łąki, by już o świcie w tym samym miejscu zobaczyć młode pędy kolejnych wieżowców. Takich samych jak tych, w których mieszkali: szarych, z żelbetonowymi balkonami, obszczaną windą i długimi korytarzami, którymi niepodzielnie władała ciemność. Bloki były małomówne i anonimowe. Zsyłano do nich znanych aktorów, lekarzy, profesorów, dziennikarzy, poetów i... I w jednej z tych betonowych wież mieszkałaś sobie ty...
- Ja...

Musiałem uważać, żeby nie wleźć w kałużę ludzko-psiej uryny, ostrożnie prześlizgnąć się do jednej z wind, nacisnąć przycisk. Raz zostawiłem w kabinie swój autograf. "Czy ten 'Tom' w windzie nie jest aby tym twoim Tomem?", tak miał zapytać cię kiedyś twój ojciec. Opowiadałaś mi o tym. A potem, wiesz co było potem? Zbiegałem z korytarza na półpiętro i nie zdążyłem nawet zapukać, bo twoje rozwarte ramiona wyprzedzały otwarcie drzwi. A jeszcze potem…
- Nno, co było jeszcze potem? Powiedz, przypomnij sobie...

Oj, wizyty przeciągały się niekiedy do późnych godzin i wówczas tylko ten nieistniejący już dzisiaj tramwaj szeleścił złośliwie po szynach i stukotał: "dup-ku, dup-ku, spóźźźni-łeśśsię dup-ku". I samotny, zdradzony przez ostatniego pasażera zjeżdżał do zajezdni, a ja marzłem na przystanku i czekałem, kiedy przyjdzie nocny autobus.

- A teraz?
A teraz po latach znowu leżę obok ciebie. Jesteś taka ciepła. Nie ma już tramwaju, nie ma też i nas w naszym Mieście. Tylko twoje dłonie otaczają mnie, zgarniają, skaczą, hasają, cieszą się. Gubią i znajdują. A usta...
- A usta?
A usta się rozchylają.
- A oczy?
A oczy nikną pod kurtyną powiek.
- A nosy?
A nosy dotykają się nawzajem.
- A uszy?
A uszy nasłuchują, sycą się dźwiękiem naszych oddechów.
- Jesteś tu?
Jestem. I widzę cię, i słyszę cię, i dotykam cię, i czuję cię, i smakuję cię. Jesteś zmysłowa okrutnie.
- Ty też.

Wtrynia swe trzy grosze od 26 maja 2009 r. "Hospicjum Zaolzie" - rzecz o umieraniu polskości na zachodnim brzegu Olzy Wydawnictwo Beskidy, Wędrynia 2014 Teksty rozproszone (w sieci) Kogo mierzi Księstwo Cieszyńskie. W poszukiwaniu istoty bycia "stela" (Dziennik Zachodni) Mocne uderzenie (obrazki z Wileńszczyzny) (zw.lt) Wraca sprawa Zaolzia (Rzeczpospolita) Cień Czarnej Julki (gazetacodzienna.pl)   Lubczasopismo   Sympatie

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (1)

Inne tematy w dziale Rozmaitości