W piątek zalega milczenie. Cisza. Bijąca po uszach cisza. Kompletna pustka, bo to umiera Pan. I dopiero w sobotę, późnym, ale to bardzo późnym wieczorem rozlegają się dzwony. A w niedzielę, to wprost trudno opisać ten rejwach. Okrzyki, petardy, śmiechy. Christus resurrexit! Christos woskresie!! Zaiste zmartwychwstał!
Ale przecież tak naprawdę to było zupełnie inaczej. Oto w piątek rządził światem gwar. Przeciskano się między sobą w wąskich uliczkach, wymieniano pieniądze na towar, a towar na brzęczącą monetę; w ogólnym rozgardiaszu nikt nawet nie usłyszał jej metalicznego brzęku, kiedy spadła i potoczyła się w poprzek ulicy pomiędzy stopami wlokącego się pod ciężarem drewnianych belek mężczyzny. A co było wieczorem w sobotę? a co było w niedzielę? Cisza. Bijąca po uszach cisza. Przeciągłe ziewanie i leniwe rozpakowywanie towarów na straganach.
Dobrze jest czasem stracić wiarę, bo wtedy wszystko wraca na swoje miejsce: Chrystus staje się dodatkiem do marketów, galerii handlowych, pubów, barów go-go i burdeli, dokładnie tak samo, jak przed dwoma tysiącami laty. I w ten sam sposób jak wtedy zalega cisza, kiedy On ma ów kaprys powstać z martwych, odrodzić się wraz z całym tym naszym doczesnym światem. Ale kogo to interesuje? Wszyscy przecież śpią. Jakie to cudowne, że Pan umiera gdzieś na marginesie naszego życia i tak niezauważenie potem zmartwychwstaje.
Wielkanocne święta dają nadzieję, że to, co najważniejsze jest bardzo blisko nas, że skrywa się gdzieś w naszej codzienności, choć na ogół tego nie dostrzegamy, bo albo zajęci jesteśmy krzątaniną, albo śpimy. Ale możemy przystanąć, właśnie teraz, otworzyć oczy i spotkać się sam na sam z tajemnicą śmierci i tajemnicą życia. Z wielką tajemnicą odrodzenia, kiedy świat, cały nasz świat zaczyna się od początku, ab ovo.
Dobrych Świąt Ci życzę. Alleluja!

Inne tematy w dziale Rozmaitości