Przypadek dość smutny sprawił, że dokładnie przed rokiem zadebiutowałem na Salonach. Stało się to za sprawą pewnego zaolziańskiego himalaisty, który zmarł w drodze na Mount Everest. A może nie tyle jego śmierć przyczyniła się do powstania "Kurjera", co raczej kompletne przemilczenie tego faktu przez ogólnopolskie media.
Dotarło bowiem do mnie wtedy, że gdyby podczas próby zdobycia najwyższej góry świata zginął Polak z Grodna czy z Chicago, to warszawskie-centralne media zaraz by o tym poinformowały, a że dotyczyło to mieszkańca Zaolzia (już samo słowo "Zaolzie" ma w [pod]świadomości ogólnopolskiej wymiar kaca i zgagi jednocześnie) to zaległa głęboka cisza. Przerwała ją - proszę mi wybaczyć brak skromności - składająca się zaledwie z dwóch akapitów notka: "Polski himalaista nie żyje".
Od tego czasu ukazało się w tym miejscu sto trzydzieści tekstów - licząc z tym, który Czytelnik ma teraz przed oczami - dobrych, złych, gorszych; traktujących o przemilczanych zaolziańskich kresach, o mej ukochanej Warszawie, o polityce polskiej i obcej, o ludziach, o miejscach, o uczuciach... Raz przybierały formę reportażu, raz suchej notki, kiedy indziej oblekałem je w liryczne szaty.
Pisząc do gazety nigdy nie wiem ile osób to przeczyta. Tu, na Całodobowych Salonach zostają ślady: spoglądając od czasu do czasu na licznik stwierdzałem, że czyjeś oczy nie raz przemknęły przez me słowa, a patrząc na komentarze - że słowa te wywołały reakcje... Pisząc do gazety ma się przede wszystkim na względzie (lco tu ukrywać) honorarium, tu, w blogosferze - Czytelnika i Komentatora. I Im Obu (płci obojej) chciałbym serdecznie podziękować za ten rok - do następnego wpisu :-)
PS. A Panu Igorowi Janke za genialny pomysł - serdeczne dzięki!
Inne tematy w dziale Rozmaitości