Jarosław jot-Drużycki Jarosław jot-Drużycki
217
BLOG

Zgarbaciałe cieszyńskie morwy, czyli o nieśmiertelności prasy

Jarosław jot-Drużycki Jarosław jot-Drużycki Rozmaitości Obserwuj notkę 0

Historia małych (powierzchniowo acz duchem wielkich) regionów najlepiej przemawia z pożółkłych stronic staruteńkich lokalnych czasopism. Oto wertując dawne numery słynnej (w Cieszynie) "Gwiazdki Cieszyńskiej" (1852-1939), znajduję smakowity passus świadczący o niesamowitych wprost ambicjach rozwoju jedwabnictwa przez tamtejszych obywateli przed równo 140 laty:

"Sadownica drzew morwowych towarzystwa jedwabniczego Cieszyńskiego, znajdująca się na wyższém przedmieściu koło Łamów blisko solarni, a któréj pielęgnowaczem jest podobno sekretarz miejski p. Szymański (...) założona coś przed ośmiu laty, przedstawia już dziś drzewka morwowe, takiéj wielkości, że wyglądają z trawy jak wąsy na brodzie szesnastoletniego młodzika, który je codzień smaruje i pociąga, a one, jakby na przekór, jak nie rosną tak nie rosną. (...) przy zakładaniu rzeczonéj sadownicy sprowadzono do niéj kilka kóp kilkoletnich morwiątek z Opawy - które dziś - przy najtroskliwszéj!! opiece, niewiedzieć czy się skurczyły, czy tęsknią za ojczyzną, czy je trawa gniecie, bo są sobie, krom zgarbaciałości, jakie były. (...) gdyby się na tym wybornym gruncie sadziły były corok ziemniaki i kapusta dla "śląskich Ślązaków" - byłoby się nimi kilka osób wyżywiło. Wtenczas można by mówić 0 ekonomji narodowéj - inaczéj jestto marnotrawienie roli." ("Gwiazdka Cieszyńska", 4.06.1870)

I od razu budzi się we mnie Sherlock Holmes i Umberto Eco jednocześnie: czy Szymański był Polakiem, który zaprzedał się "śląskim Ślązakom"? komu się naraził? kto chciał go wysiudać z posady sekretarza? i kto miał chrapkę na poletko, z którego pięły się ku słońcu słodkie morwy? słowem - kto stał za autorem tekstu? no i ile stojący za autorem szyderczej notki stracił złotych reńskich na udziale w sadownicy drzew morwowych Towarzystwa? Pytania się piętrzą. Być może odpowiedź kryje się w następnych numerach.

Archiwalne gazety i czasopisma pociągały mnie od dziecka. Skupowałem je po antykwariatach i czytałem z wypiekami na twarzy o nowinach (a właściwie "starinach") ze świata, jaka wojna, jakie przesilenie, kto przyjechał, kto umarł etc. etc. To była taka moja przekora wobec nadętych redaktorów, którzy co i raz przypominali, że co było wczoraj to już dla nas prehistoria, że gazeta żyje jeden dzień, a tygodnik - siedem, wsio. A ja uważałem, że prasa, tak jak Boże słowo żyje wiecznie. I wczytując się zarówno w niegdysiejszą prasę, jak i w Biblię śmiało można skonstatować - nihil novi sub solem. Bo na pewno w którymś z małych (powierzchniowo acz duchem wielkich) polskich miast marnie rosną morwy, żeby już pozostać przy tej metaforze.
_____
Linki:

Archiwum cyfrowe "Gwiazdki Cieszyńskiej" ze zbiorów Książnicy Cieszyńskiej.

 

Wtrynia swe trzy grosze od 26 maja 2009 r. "Hospicjum Zaolzie" - rzecz o umieraniu polskości na zachodnim brzegu Olzy Wydawnictwo Beskidy, Wędrynia 2014 Teksty rozproszone (w sieci) Kogo mierzi Księstwo Cieszyńskie. W poszukiwaniu istoty bycia "stela" (Dziennik Zachodni) Mocne uderzenie (obrazki z Wileńszczyzny) (zw.lt) Wraca sprawa Zaolzia (Rzeczpospolita) Cień Czarnej Julki (gazetacodzienna.pl)   Lubczasopismo   Sympatie

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości