Jarosław jot-Drużycki Jarosław jot-Drużycki
314
BLOG

Zaolziańskie kibicowanie "naszym"

Jarosław jot-Drużycki Jarosław jot-Drużycki Rozmaitości Obserwuj notkę 0

Jak Ziemia wokół Słońca, tak cały nasz światek kręci się teraz wokół piłki nożnej. I nawet jeśli ktoś nie specjalnie interesuje się futbolem, to w dniach Mistrzostw Europy i on przeistacza się w kibica.

Na samochodach narodowe flagi, gospody również patriotycznie przyozdobione, a przed telewizorami zasiedli fani owinięci w dwukolorowe szaliki, bo „biało-czerwone to barwy niezwyciężone!” Słowem, kto nie kibicuje z nami, ten kibicuje przeciw nam.

A zaolziański „Głos Ludu” zachęca właśnie czytelników do kibicowania biało-czerwonym. I nie byłoby w tym nic dziwnego, bo przecież Polacy zwykli kibicować Polakom, tyle że na Zaolziu nie jest to aż tak jednoznaczne. Wszak sporo jest małżeństw mieszanych, więc utożsamienie się z jedną czy drugą reprezentacją zakrawa na dylemat typu „wolisz mamusię czy tatusia?” Ale zdarza się, że nawet dla dzieci z polskich rodzin, z polskich podstawówek (z polskim językiem nauczania) kibicowanie polskim orłom nie jest już takie oczywiste.

I nie jest to specjalnie nowy problem. Zwracał nań uwagę już w 1973 roku na łamach wspomnianego wyżej „Głosu” – podpisujący się pseudonimem Kamil – Kazimierz Kaszper. W jednym z tekstów dzielił się swymi obserwacjami z Wyścigu Pokoju (była sobie kiedyś taka kolarska impreza – młodzieży przypomnę). Otóż rok wcześniej na stadion w Trzyńcu, gdzie była meta jednego z etapów, pierwszy wjechał Ryszard Szurkowski, natomiast w ogólnej klasyfikacji zwyciężył Vlastimil Moravec. A co zaobserwował Kaszper?

„Polacy zachowywali się następująco: kibicowali Polakom, lecz nie dawali na głos wyrazu swej nieprzychylności wobec żółtej koszulki Moravca. Później zaś oceniali WP z pozycji widza postronnego, de facto nie biorącego udziału (bo nie mającego własnego przedstawiciela) w imprezie. Trzy odruchy, trzy charakterystyczne cechy zaolziańskiej mentalności, na podstawie których można wnioskować: 1. Zaolzianin kibicuje Polsce, 2. nie demonstruje swych odmiennych poglądów wobec współmieszkańców, 3. odczuwa do tego stopnia własną ‘inność’, że ani w stosunku do Polaków, ani do Czechów nie używa formy ‘nasi’. Bo też kto jest ‘swój’?“

A kto? Pytanie okazało się retoryczne. „Nie uchodzi za pobratymca ani współczesny Polak, ani współczesny Czech. Naszym jest ‘nasz człowiek’, czyli ten urodzony na Zaolziu, kochający pachnące kwiaty (nad Olzą), wyciskające łzy wzruszenia piękne pieśni (dawne) ludu (naszego), urok (naszych) gór i rzeczywistość kominów”.

Zdumiałem się, kiedy to przeczytałem. Gdybym nie wiedział, że tekst został wydrukowany niemal pół wieku temu, to bym pomyślał, że napisano go wczoraj, bo zaolziańska mentalność nie zmieniła się od tego czasu ani o jotę.

(@jot_druzycki)

 

Wtrynia swe trzy grosze od 26 maja 2009 r. "Hospicjum Zaolzie" - rzecz o umieraniu polskości na zachodnim brzegu Olzy Wydawnictwo Beskidy, Wędrynia 2014 Teksty rozproszone (w sieci) Kogo mierzi Księstwo Cieszyńskie. W poszukiwaniu istoty bycia "stela" (Dziennik Zachodni) Mocne uderzenie (obrazki z Wileńszczyzny) (zw.lt) Wraca sprawa Zaolzia (Rzeczpospolita) Cień Czarnej Julki (gazetacodzienna.pl)   Lubczasopismo   Sympatie

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości