W nocy z 9 na 10 kwietnia 2010 roku modliłam się o ulgę, także poprzez skrócenie mego żywota.
Nawet nie ja ściągnęłam na cito lekarza, tylko moi przyjaciele tu skutecznie zainterweniowali.
Zanim dzwonek do drzwi siły medycznej - telefon.
Tato przejętym głosem co się stało.
Niby znam rodzimy język - ale nie rozumiałam - zatruta też większą niż przewiduje ustawa - liczbą tabletek przeciwbólowych. Nie kojarzyłam o jaki samolot chodzi i o jaką parę prezydencką.
Rozmowa krótka, bo lekarz...
Diagnoza:
- Natychmiast na chirurgię. Nie ma na co czekać!
Tamtego dnia właściwie nie powinnam decydować za siebie - koszmarna noc, wysoka gorączka, majaczenia - plus groźne zatrucie środkami przeciwbólowymi.
Ale odmówiłam wywiezienia mnie na chirurgię.
Zaopatrzono mnie w silny antybiotyk i inne leki.
Przyjechali Rodzice, i by dać mi wsparcie, ale i by być razem wobec dramatu smoleńskiego.
Tato, był wtedy pierwszy raz w mym nowym mieszkaniu.
Zabieg, który i tak mnie czekał - dokonał się w pierwszych dniach czerwca.
Mam bardzo wysoki próg bólu i jeśli modliłam się o ulgę poprzez zgaszenie mego życia - coś było na rzeczy i ufam, że Bóg wybaczył mi taką treść - bo znał skalę cierpienia.
Ale poranek przyniosł wieść o tragicznej śmierci innych i tak wielu...
Moja myśl o tragicznie Zmarłych, objęła całą mocą także ich Bliskich.
I wtedy refleksja - co tam moje cierpienie, ból - gdy Rodziny tych co na pokładzie, skoszeni są takim koszmarem emocjonalnym, z którym reszta spraw - nie może być zestawiana.
To uczy pokory wobec życia, wobec cierpienia, wobec właściwego porządku rzeczy.
Specjaliści od emocji, duszy mówili w mediach o czymś takim, jak żałoba powikłana. Że jest jak najbardziej autentycznym bólem, prawdziwą żałobą - pomimo, iż tragicznie zmarli nie byli bliskimi w szerokim tego słowa znaczeniu.
Tak jak śmierć jest demokratyczna - bo wszystkich nas dotyczy - tak żałoba pojawia się niezależnie od kontekstów przedśmiertnych.
Jednak bardzo szybko pojawiły się zarzuty - ten a ten nie ma prawa przeżywać żałoby, a ten i ten - ma takie prawo.
Czy: twoje łzy wobec tragedii nie są prawomocne - moje - jak najbardziej.
My jedynie mamy prawo do werbalizacji żałoby, inni nie.
Takich sędziów wobec prawa do prawdy bólu było i jest wielu.
Żałoba to scarum - także w skali indywidualnego przeżycia.
Jakimi narzędziami weryfikowali domorośli sędziowie - autentyzm bólu, wg jakiego klucza wskazywali - ty możesz, a ty już nie?
W necie spotkałam się ze słowami, że wdowa smoleńska to suka.
Właśnie od takiego pokręconego sędziego, który warczał kto ma prawo do żałoby.
A suka tylko dlatego - że wdowa po kimś z innego ugrupowania politycznego.
Przecież ona nie cierpi. Że została tak nagle wdową - a jakie ma to znaczenie? Jest suką i tyle...bo nie weszła w narrację ...poprawności politycznej autora tej inwektywy.
Co z tego wynika?
Że tylko pojedyńczy tam stracili życie - spora reszta to tylko nic nie znaczące tło - choć z pocałunkiem tak strasznej śmierci.
I jak to jest, że stworzono kuriozum ważności miejsc w żałobie jak w teatrze - jedni mają pierwsze rzędy, inni odległe - te tańsze. Wielu odmówiono biletów, bo choć mają w sercu prawdę żałoby - kaprys biletera jest ważniejszy.
Ale żałoba to nie widowisko.
Żałoba to nie konkurs na decybele w krzyku - kto bardziej.
Żałoba to nie wynajęte płaczki, by nadać odpowiedni klimat.
Do prawdy serc w żałobie ma dostęp jedynie Bóg.
Bileterzy jednak stawiają się wyżej Niego.
Także rozsądzając o lepszości dokumentacji dramatu smoleńskiego.
My to wirtuozi gatunku, tamci to partacze.
I znamienne, intencjonalnie w zamierzonej kokieterii przewrotności słowa:
Chyba muszę ugryźć się w klawiaturę, koniec… nie jątrz chłopie, nie bądź propagandzistą tej partii...
Żałoba nie rozgrywa się wg miejscówek na widowni.
Jej prawda nie ma obiegu pierwszego, trzeciego czy 23-go.
Żałoba albo jest prawdą, albo jest rekwizytem.
To rozsądza jedynie Bóg.
On ma w dłoniach treść naszych serc.
Dziś smutny dzień dla mej Rodziny.
Pogrzeb Kuzyna Taty.
Nie jest wiadomo, czy dlatego spadł w piwnicy bo zmarł, czy dlatego zmarł, bo spadł ze schodów.
Wujek Zygmunt odszedł z pięknym życiorysem.
Zasłużony w walkach pod Monte Cassino, kochający Mąż, Ojciec, Dziadek.
Pamiętam Go jako pogodnego Człowieka, autentycznego, życzliwego innym.
Na szczęście nikt nie będzie klasyfikował na jakim obiegu będzie tkać się żałoba po Nim.
Kto ma większe do niej prawo...
Kochany Wujku...niech Dobry Bóg przytuli Ciebie, da spokojny wieczny odpoczynek.
Bez żadnego biletu... pozostaję w modlitwie za Ciebie...
Inne tematy w dziale Polityka